Saturday 25 May 2013

osiem godzin pedałowania, Rooibos na popitkę i epopeje o stresie (Thrive: The Vegan Nutrition Guide to Optimal Performance in Sports and Life)

Na życzenie Izabelli (która, jak może już wiecie, od jakiegoś czasu spożywa wegańskie śniadanka) napiszę Wam coś więcej o książce "Thrive", która trafiła w moje ręce dzięki księgarni Wegarnia (gdzie wkrótce przepuszczę wszystkie swoje oszczędności). Na wstępie przestrzegam, że nie przeczytałam jej jeszcze od deski do deski, co ma też związek z tym, że kupiłam wersję angielską (tłumaczenie nie zostało zrobione).

Kto?
Autorem jest największy masochista, o jakim kiedykolwiek słyszałam. Wyobraźcie sobie trenować 40 godzin tygodniowo (tak, nawet 8-10 godzin dziennie) od 15. roku życia, co i rusz startować  w triathlonach i ultramaratonach i na dodatek być weganinem. A po doznaniu kontuzji założyć firmę z naturalnymi odżywkami i promować swój dość hardkorowy sposób funkcjonowania. Tak na szybko można podsumować Brendana Braziera.

Co? - ogólniki dla tych, którym się nie chce dużo czytać
Spodziewałam się dostać garść przepisów z użyciem białka sojowego i masła orzechowego oraz kilka oklepanych tekstów o składnikach odżywczych. A otrzymałam x razy więcej. Przyznam, że ilość informacji początkowo mnie przytłoczyła. Piramida żywieniowa, produkty kwasowe i zasadowe, jadłospisy na trzy (!) miesiące to dopiero początek. Uległam wrażeniu, że czytam wywody lekarza albo dietetyka, nie sportowca. Co mnie oczarowało? Wegańska rozpiska posiłków przed- i potreningowych dostosowana do długości i intensywności wysiłku. No i ciekawy wątek o różnych rodzajach napięć i ich wpływie na organizm.

Więcej o przepisach
Pizza, krakersy, pancakesy, izotoniki... Brzmi nieźle, a trzeba dodać, że nie znajdziemy w nich cukru, glutenu, proszku do pieczenia. Same nieprzetworzone produkty, zero pustych kalorii, żadnego smażenia na oleju. "Kopa" daje zmielony Rooibos i Yerba Mate - alternatywy dla napojów energetycznych i kawy. Przepisy nie są przesadnie skomplikowane. Większość wymaga użycia "specjalistycznych" produktów, które osoby z mniejszych miast musiałyby zamówić przez Internet (karob, ziarna konopi, niełuskany sezam, quinoa, amarantus), część warzyw i owoców także nie jest u nas dostępnych. Plusem jest możliwość eksperymentowania ze składnikami - autor sam zaznacza, że posiłek za każdym razem wychodzi nieco inaczej.

Inne aspekty książki
Ostatni rozdział "Thrive" to zwięzły opis witamin i minerałów, wraz z ich roślinnymi źródłami. Przedmowę do książki napisał Hugh Jackman (tak, Volverine nawraca się na plant-based diet, odlot). Jedyna rzecz, na którą mam prawo narzekać to brak zdjęć - nieliczne wykresy i tabelki tworzą z tego dzieła trochę ciężką pozycję. Poza tym chętnie zobaczyłabym wszystkie proponowane tu potrawy.

Podsumowanko
Polecam. Absolutnie szczerze polecam, bo znalezienie negatywnych stron "Thrive" jest bardzo trudne. To kopalnia wiedzy dla anglojęzycznych wegańskich fanów wyczerpujących sportów i siemienia lnianego - jeśli tacy ludzie w ogóle istnieją.

Saturday 18 May 2013

hurra, nie jestem analfabetką

Jest żarcie, sport, czasem ciuchy i kosmetyki, nieskładna pisanina... Dopiero zdałam sobie sprawę, że nie dodaję żadnych wpisów o książkach.  Co prawda z lenistwa zdarza mi się czytać czterdziesty raz tę samą książkę przy obiedzie albo (o zgrozo) lubować się przeglądaniem ulotek z Carrefoura, ale nieskromnie powiem, że literatura to dość ważna część mojej codziennej egzystencji. Dzisiaj uwieczniłam na zdjęciach stertę dzieł, która zajmuje zaszczytne miejsce na mojej półce pod tytułem helfi lajfstajl, czyli są to głównie zbiory przepisów i jakieś sportowe publikacje. Z książkami typowo buddyjskimi wolę się nie ujawniać, bo napisanie recenzji mogłoby przekraczać moje możliwości intelektualne i jeszcze zła karma mi się nagromadzi od paplania bzdur.
W każdym razie pytanko do osób, które tu zaglądają (pozdrawiam Was tak by the way): o której z powyższych książek chcielibyście dowiedzieć się czegoś więcej? W przyszłym tygodniu postaram się spiąć tyłek i stworzyć jakiś piękny opis, a przy okazji zareklamować autora/księgarnię/weganizm and so on.

Kilka tytułów jest po angielsku, także mój poziom B2 niekoniecznie podoła dogłębnej analizie, ale zrobię co w mojej mocy. No i oczywiście jeśli sami polecacie coś do poczytania na okres przed-wakacyjny (pomijam, że grafik mam wypełniony do około 19 czerwca, a później będę tańcować w szkole poloneza), to jestem otwarta na wszelkie rekomendacje. 

Sunday 12 May 2013

udane naleśniki. level completed.


Miały być zdjęcia z majówki, ale nie posiadam ich jeszcze na dysku. Miały być pierogi z zamrażalnika na obiad, ale od piątku chodziły za mną naleśniki. Pewnie nie widać tego po moim blogu, jednak paradoksalnie nie bardzo lubię gotować. Być karmiona - z wielką chęcią. Chodzić do knajp - codziennie. Nauczyć się robić porządne obiady - eee, może później. Rzadko kiedy mam ochotę spędzić w kuchni więcej niż pół godziny. Dzisiaj wypadł taki dzień pod tytułem "Zjem sobie coś dobrego". 
Pasjonaci sztuki kulinarnej pewnie będą się ze mnie nabijać, ale zrobienie naleśników to (poza nauką stolic europejskich) najtrudniejsza rzecz na świecie. Ileż to razy zdrapywałam nożem z profesjonalnej patelni resztki brejowatego ciasta? Wylewałam do zlewu grudkowate masy? Wciskałam w siebie surowe wytwory z pełnoziarnistej mąki?
Tym razem byłam cierpliwa i starałam się nie zaciskać szczęk przy mieszaniu składników. I obiad wyszedł super. I humor jakby też trochę lepszy.

Orkiszowe naleśniki na wytrawnie
(2 bardzo duże lub 4 małe naleśniki, czyli jedna porcja obiadowa)
- pół szklanki mąki orkiszowej razowej (typ 2000)
- płaska łyżka mąki ziemniaczanej
- łyżeczka oliwy z oliwek
- niecałe pół szklanki (~100g) śmietanki owsianej lub ryżowej
- trochę ponad pół szklanki wody
- szczypta majeranku
- szczypta asafetydy

Mąki mieszamy w misce z przyprawami, dolewamy śmietankę rozmieszaną z wodą i olej. Łączymy dokładnie składniki i odstawiamy na około dziesięć minut (ciasto bardzo gęstnieje, więc trzeba kontrolować ilość dodawanego płynu). Smażymy na suchej patelni do zarumienienia z obu stron.

A do naleśników polecam proste, wiosenne puree z marchewki.

Puree marchewkowe
(na porcję ze zdjęcia)
- 2 duże marchewki, obrane i pokrojone w kostkę
- 2 szczypty kurkumy
- szczypta czosnku niedźwiedziego
- pół małej, czerwonej papryki
- listki świeżej bazylii

Marchewkę gotujemy do miękkości. Odlewamy wodę, dodajemy przyprawy. Rozgniatamy widelcem lub miksujemy blenderem. Podajemy ozdobioną listkami bazylii, z paskami surowej papryki. Nadaje się również jako pasta do chleba.
Taki obiad jest lekki, ale sycący. Można zabrać naleśniki do pracy lub szkoły albo odgrzać na kolację. Powyższy "zestaw" ma około pięćset kalorii.

read me