Sunday 30 March 2014

koszulki z układem okresowym i Buddą


Sprawę swoich wczorajszych urodzin pominę ponurym milczeniem, bo ta sobota była najlepszym przykładem na to, że lepiej nie przywiązywać się do swoich planów, bo mogą w jednej chwili się sypnąć. Zamiast tego zareklamuję sklep ze świetnymi koszulkami, którą znalazłam jakiś tydzień temu - http://www.spreadshirt.pl/. Trudno określić w jednym zdaniu, co ma na celu ta strona - można na niej projektować wzory dla siebie, wybierać z mnóstwa gotowców albo sprzedawać własne projekty. I to nie tylko koszulek, ale też kubków, fartuchów, śpiochów, pasów ciążowych czy chustek dla psów (serio?). Ceny nie są najniższe, na T-shirt trzeba wydać około stówy, jednak ogromny wybór modeli i nadruków rekompensuje odchudzony portfel. Ja mam już dwie i czaję się na kolejne.

Monday 17 March 2014

naturalne źródło energii - 108 Powitań Słońca

I don't want to kill you - zapewnił Simon na wstępie. Około czterdziestu osób wypełniających dwie sale zaśmiało się pod nosem. Nie była to jednak beztroska wesołość. Chyba większość z nas nie wiedziała, czego się spodziewać.
Dlaczego 108? Z wielu powodów. Bo tyle jest koralików w mali (różańcu buddyjskim). Dla uczczenia czegoś. Świętowania. Pokoju. Miłości.
Zaczynamy. Pierwsze trzy Powitania Słońca robię powoli i spokojnie, próbując przygotować ciało na ciąg dalszy. Zerkam na boki. Kurczę, wszyscy skaczą. Czuję się jak mięczak, więc też decyduję przeskakiwać do kija. Przy 15. Powitaniu zaczynają boleć mnie ręce. Cholera, tak szybko? Przecież dopiero zaczęliśmy. W okolicach 30. zauważam, że w końcu się rozgrzałam. Od natłoku myśli odrywa mnie dopiero Fifty-four - połowa. Gubię się. Pulsują mi nadgarstki, swędzi nad lewym kolanem - naprawdę czy tylko sobie wmawiam? 60. Bluzka przykleiła mi się do mokrych pleców. 65. Mam ochotę wytrzeć się o wyginającą się po mojej prawej Agnieszkę, która wydaje się świeża jak poranek. Wciągam jak najwięcej powietrza, chociaż tlenu w sali zdecydowanie brakuje. 80? Czuję pot w uszach i na nosie. Ciekawe, czy zacznie ze mnie kapać. 90? A może już jest 100, tylko Simon nic nie mówi? Rose robi nam zdjęcia. Uśmiecham się. Założę się, że wyglądam jak zmokła kura. Hundred. Cieszę się i żałuję. Ostatnie osiem Simon liczy głośno. Koniec. Udało się. You can rest now.
Piszę to dzień później, trochę z dystansem, trochę z nowymi emocjami. Na pewno zbytnio się nakręciłam. W niedzielę rano byłam biegaczem na starcie maratonu, kobietą rodzącą pierwsze dziecko, licealistą wchodzącym na egzamin maturalny. Oczekiwałam przekroczenia swoich granic, wyczerpania, łez, życiowej przemiany. A znowu wkurzam się na spóźniony autobus. Nie jestem Buddą. Nie oświeciło mnie. Za to pierwszą pamiątką są zakwasy na ramionach.
Jestem wdzięczna Rose i Simonowi za poprowadzenie tej praktyki oraz wszystkim osobom ćwiczącym razem ze mną. Po tylu Powitaniach Słońca na pewno przyjdzie wiosna. A energia powstała 16 marca w Yoga Republic mogłaby zasilić kilka elektrowni.
eli-espacoyoga.blogspot.com
linki:
zdjęcia: Rose & Simon

Sunday 9 March 2014

urodzinowa wishlista

Nie wiem, czy pozuję na hipsterską pustelniczkę, czy naprawdę trochę uniezależniłam się od dóbr materialnych. Potrzebuję bibelotów głównie po to, żeby móc co chwila coś wyrzucać i robić porządki. Dlatego przy okazji zbliżających się świąt czy innych uroczystości zawsze mam problem ze zdecydowaniem, co bym chciała dostać (próbowałam przekonać dziadków, że na sto procent niczego nie potrzebuję, ale to ponad moje siły). Co bym chciała dostać? Ze względu na aspiracje zostania świętą, Dalajlamą czy wynalazcą lekarstwa na raka najbardziej adekwatną odpowiedzią jest Proszę o pokój na świecie, tylko ludzie dziwnie wtedy patrzą.
W każdym razie zbliżają się moje siedemnaste urodziny (coraz bliżej osiemnastki, Boże ratuj) i znów stanęłam w obliczu zrobienia listy prezentów. Intensywne wysilanie swoich zwojów mózgowych oraz przeglądanie wieczorami ofert sklepów internetowych sprawiło mi więcej przyjemności niż się spodziewałam. To w sumie fajny pomysł - wyszukiwanie sterty rzeczy, które mogłyby wkrótce zagracić mój pokój i ostateczne stwierdzanie, że lepiej mi bez nich. Mimo wszystko wrzucam propozycje pod tytułem Jak już muszą być prezenty, to niech będą takie, bo dość dobrze oddają moje aktualne hobby i podejście do życia.
ciuszki na siłownię i nie tylko, z roślinnym przesłaniem.
sporo można teraz takich znaleźć, zaczynają się
nawet pojawiać na polskich stronach
Five Fingersy - pięciopalczaste stwory imitujące chodzenie boso.
czaję się na nie gdzieś od roku, ale trochę się
obawiam nieprzyjemnych komentarzy na ulicy
3 sezony Sherlocka na DVD, żeby filmiki online nie
zacinały mi się na ostatnich dziesięciu minutach odcinka.
no i żebym mogła gapić się na Benedicta Cumberbatcha
kiedy tylko dusza zapragnie
płyta o miłości jakiegoś blond chłopaczka typu Tom Odell
jako tło dla melancholijnego wzdychania i gapienia się
w błękitne ściany mojego pokoju
nowa mata do jogi (na przykład Manduka,
którą sprzedają w Yoga Republic).
obowiązkowo w słitaśnym kolorze
posążek tłustego Buddy, czyli motywacja
do regularnej medytacji (już to widzę)
A z innych rozrywek kino, wyjście na coś dobrego do Tel-Avivu, może masaż lomi-lomi albo jakiś parkrun na pięć kilometrów? Chciałam iść na manicure, ale do tego przydałoby się mieć paznokcie, a nie jakieś szarawe strzępy.

Wednesday 5 March 2014

placki chińskie

Odgrzebałam z tatą dawno nieużywane książki Kuchnia chińska i Kuchnia tajska, przez co nasze mieszkanie od kilku dni śmierdzi olejem sezamowym. Chociaż współczesne wschodnie przepisy bazują na mięsie, z przeciętnej książki można wyciągnąć co najmniej pięć wegańskich przepisów. I to takich, jakie lubię - aromatycznych, pikantnych, tłustych... W niedzielę, jako dodatek do curry z nerkowców, zrobiłam proste podpłomyki ze szczypiorkiem i sezamowym posmakiem.


Cebulowo-sezamowe placki
(6 placków - 3 porcje)
- szklanka mąki (najładniejsze wyjdą z białej, ja użyłam mieszanki pszennej razowej, orkiszowej, ryżowej i jaglanej)
- dwie szczypty soli
- pół szklanki gorącej wody
- łyżka oliwy z oliwek
- mała dymka ze szczypiorkiem
- łyżka oleju sezamowego

Mąkę łączymy z solą. Stopniowo wlewamy wodę, mieszając cały czas łyżką. Zagniatamy ciasto - powinno być gładkie i elastyczne. Smarujemy oliwą, wkładamy do miski wysypanej mąką i przykrywamy wilgotną ściereczką. Siekamy dymkę. Po dwudziestu minutach ciasto dzielimy na sześć kulek. Każdą kulkę rozpłaszczamy, smarujemy z obu stron olejem sezamowym i posypujemy garstką szczypiorku. Zagniatamy, żeby składniki się połączyły. Placki wyrabiamy w rękach lub wałkujemy, a następnie pieczemy na suchej patelni z obu stron.
Jeszcze z feriowych tematów, byłam na szkoleniu na temat budowania masy mięśniowej na diecie wegańskiej organizowanym przez VeganWorkout. Możliwe, że ten sam event pojawi się też w innych miastach, póki co szykuje się Poznań. Jeśli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej na ten temat, piszcie - materiałów jest na wiele postów, ale nie chcę wszystkiego zdradzić, więc może dodałabym coś o konkretnym zagadnieniu ;).

read me