Saturday 24 May 2014

czy określenie "głupia reklama" to nie pleonazm?



Jestem zdania, ze dobry towar nie potrzebuje reklamy i nie oglądam reklam :) 
Jak można nieoglądać reklam, dopadnie Cię nawet w toalecie. 
Ja uciekam przed reklamami wyłaczając dźwięk bo to najszybsza reakcja. - to kilka losowych zdań (pisownia oryginalna), jakie znalazłam na forum gazeta.pl pod hasłem Głupie reklamy.

Od kiedy przestałam oglądać telewizję, reklamy stały się dla mnie czymś wyjątkowym i niecodziennym (nie licząc plakatów reklamowych, bo tych w Warszawie nie da się uniknąć). Specjalnie przychodzę do kina sporo przed seansem, żeby posłuchać o nowych Mercedesach, jogurtach Jogobella i telefonach za złotówkę. Jednak trudno mi uwierzyć, że miałabym do tego tak samo luźne, lekceważące podejście, gdybym faszerowała się kablówką po kilka godzin dziennie. Nie jestem pozbawiona chęci posiadania i chętnie wydałabym pięć tysięcy na ajfona, jakbym miała taką możliwość, tylko po to, żeby się polansować. I często chciałabym żyć w tym świecie, gdzie wspaniałe ciasto (z proszku) szykuje w mojej kuchni Małgorzata Rozenek w balowej sukni, a dookoła niej biega gromadka przeuroczych dzieci w kolorowych podkolanówkach. Więc szczerze współczuję ludziom, którzy dają się do takich bajek wciągać.

Powyżej wrzuciłam kilka bardziej niestandardowych filmików, których raczej nie zobaczycie przed wiadomościami na TVNie. Sama nie wiem, czy przez swoją oryginalność są głupsze czy lepsze od typowych reklam, ale skupię się na tym, co zwróciło moją uwagę w każdym z filmików:
1) zachęcanie do kupna poprzez zastraszanie (?) - trudno tu mówić o czymkolwiek innym, bo małoletnich ta upiorna panda raczej nie przyciągnie
2) naciąganie faktów historycznych + rozjeżdżanie dzieci autem - coś nie do pomyślenia dla starszego pokolenia, a powód do radości dla osób w moim wieku
3) popularny ostatnio motyw "radosnej śmierci", wpadająca w ucho melodia (polecam poczytać komentarze pod filmikiem na youtube, załamać się można)
4) udział znanych osób oraz sprzedawanie całego stylu życia, zamiast pojedynczego produktu (drugi z tych sposobów bardzo skuteczny w moim przypadku, od razu lecę po nowe najki i próbuję tańczyć jak Sofia Boutella)

Polecacie inne durne albo fajne reklamy na weekendowe odmóżdżanie? 

Sunday 4 May 2014

paląca potrzeba gotowania i kurczak-niespodzianka

Każde dziecko wie, że trudno do czegokolwiek się zabrać bez odpowiedniej motywacji. Postanowienie noworoczne - nauczę się coś dobrego ugotować. Plan wakacyjny - upiekę coś. A w wolny weekend? Duszone warzywa, naleśniki, budyń! Guzik prawda. Już się rzucam do odpalania piekarnika, kiedy słyszę pytanie: Co byś chciała na obiad? No i po co stać z rękami w garach, gdy inni z chęcią zrobią dla mnie posiłek? 
Majówka nie stanęła pod znakiem gotowania z mojej szczerej chęci, ale w dużej mierze z potrzeby. Mama wyjechała w góry. Poczujcie powagę zawartą w tym zdaniu - osoba, która szykuje na co dzień 3/4 jedzenia w domu, jest nieobecna. Oczywiście chleb dżemem umiem sobie posmarować albo musli zalać mlekiem sojowym, tylko że zdecydowałam sobie utrudnić życie i wszystko robić from scratch.
Kreatywność i resztki z lodówki to rodzice poniższego pasztetu, który przez użycie płatków drożdżowych ma aromat jak z kebaba (ja go określiłam jako "kurczakowy", bynajmniej nie był to zamierzony efekt) i posmak rosołu. Nie wiem, czy to brzmi zachęcająco, ale mi całkiem smakował.



Pasztet gyros
(niezbyt duża, prostokątna foremka)


- 2 spore marchewki
- 2 duże pietruszki
- pół szklanki suchej żółtej soczewicy
- 2 łyżki płatków drożdżowych
- hojna garść orzechów laskowych
- przyprawy: curry masala, czosnek, majeranek (po szczypcie)

Soczewicę płuczemy na sitku, gotujemy z pokrojoną marchewką i pietruszką (można trochę rozgotować). Dodajemy przyprawy i miksujemy blenderem na dość gęstą masę. Przekładamy do foremki, wgniatamy orzechy i posypujemy płatkami drożdżowymi. Pieczemy w 180 stopniach około 20 minut (aż góra się zetnie).

read me