Saturday 29 November 2014

tanie szybkie polskie tosty (niesfałszowane)

Jak miewam fazy, że chciałabym się serio zdrowo odżywiać, największą zagwozdką wydaje mi się fakt, że praktycznie nigdzie nie można kupić dobrego, razowego chleba (w ogóle razowego, bo nawet nie wymagam, żeby był dobry). Pięć razy okrążam półkę z pieczywem z Carrefourze, dostaję już przeprostu łokcia od niesienia ciężkiego koszyka i nic. Nie wiem, czy naprawdę zrobienie chleba na zakwasie z ciemnej mąki jest niemożliwe, czy trzeba tam dodawać karmel, mleko i jajka w proszku, a do smaku podlać jeszcze maślanką. Zawsze jakąś alternatywą są wafle ryżowe, chociaż różne fitblogerki też podobno hejtują, że przetworzone (jeny, co współcześnie nie jest przetworzone).
Więc wracając do chleba, kilkuletnie poszukiwania zakończyły się moim przywiązaniem do dwóch piekarni: Grzybki i Białobrzeski. Ciemne pieczywo rzadko wygrywa w moim domu z pszennymi bułeczkami, także zwykle mam cały bochenek dla siebie. Żeby jakoś czerstwe kromki zużyć, kilka dni temu naszła mnie ochota na tosty. Potrzebny jest do nich opiekacz, jeśli go macie przygotowanie tego "dania" zajmuje poniżej dziesięciu minut.

polskie tosty
na jedną porcję
- 4 kromki czerstwego chleba razowego ze skórką (użyłam tego)
- 1/3 kostki wędzonego tofu (około 60g)
- 2 łyżki koncentratu pomidorowego
- 1 ogórek kiszony
- do smaku: sól, pieprz, można poeksperymentować z przyprawą do pizzy albo kebaba ;)



Na każdej kromce rozsmarowujemy po pół łyżki koncentratu, kładziemy tofu i ogórka pokrojone w cienkie plastry. Przyklepujemy kromki mocno dociskając i zapiekamy w opiekaczu (masło maślane) około 5 minut. Podałam z resztą ogórka.

Wednesday 26 November 2014

podejrzane zajęcia

- Czemu leżysz na odwrót? - Krzysiek zastał Malwinę z nogami na poduszce.
- Nie leżę na odwrót, jeśli już to łóżko jest odwrotnie.
- A szklanka jest do połowy pełna czy pusta?
- Zależy, o jakiej połowie mówimy.
- Jak to o jakiej?
- No o większej czy mniejszej.
- Od kiedy ułamki są względne?
- Chyba jest jeszcze coś do odkrycia w matematyce?
- Nie wierzę, że nad tym dumałaś, kiedy wszedłem.
- Chcesz powiedzieć, że myślenie o matmie jest tylko dla mądrych?
- Chcę powiedzieć, że jest lipiec, trzydzieści pięć stopni w cieniu. Niezbyt sprzyjające warunki...
- ...do odkryć naukowych? Pomyśl, jak się musieli męczyć starożytni bez klimatyzacji.
- Niektórzy pewnie byli wachlowani liśćmi palmowymi przez niewolnice.
- Bardziej nadawałabym się na niewolnicę. Mogłabym chodzić w staniku z kokosów.
- Chyba mylisz starożytność z tancerkami hula.
- Taniec brzucha! Miałam zapisać się w te wakacje.
- Jeżeli znowu zaciągniesz mnie na jakieś podejrzane zajęcia, twierdząc, że jedziemy do Empiku...
- To zdarzyło się tylko raz! Przecież wyszliśmy, kiedy kazali nam się rozebrać.
- Powinni zwrócić pieniądze za urazy psychiczne.
- Idź z tym do NFZu, zobaczymy, ile będziesz stał w kolejce.
- Jakbyś przyszła w stroju hula, może przepuściliby nas szybciej do przodu.
- Pewnie pomyśleliby, że jesteśmy z ambasady.
- Ludzie z ambasady zawsze mają lepiej.
- Wszyscy mają lepiej.
- Tylko nie dzieci w Afryce.
- No. Ewelina mi opowiadała, że można zachorować na malarię. Przenosi ją komar widliszek, który żyje tylko w gorącym klimacie.
- Cienias. W Polsce by nie wytrzymał.
- Chyba wystarczy nam tyle chorób, ile mamy.
- Racja. I tak cierpię już na skoliozę, łupież i cylinder.
- Cylinder?
- W oku.
- Czytałam jakiś artykuł, że jak facet jest hipochondrykiem należy odciąć mu dostęp do komputera i alkoholu, to szybko wyzdrowieje.
- Przecież ja nie piję.
- A komputer?
- Wytrzymałbym.
- Sorry, właśnie skazałeś się na dożywotni kapelusz.
- Cylinder.
- Właśnie.
*

(Mam za dużo czasu w tym tygodniu na myślenie o pierdołach i jedzenie burgerów, na dodatek Malwina i Krzysiek mają wakacje. Chciałabym być już tą sobą, którą zawsze sobie wyobrażam, że jestem czy chociażby umieć oddychać przeponowo)

Monday 24 November 2014

urodziny nenukko - wszystko, co dobre (w jedym miejscu, niekoniecznie się dobrze kończy)










W sobotę miałam przyjemność wdepnąć na Mysią 3, gdzie pierwsze urodziny swojego stacjonarnego sklepu obchodziła marka Nenukko. Nie jestem wielką entuzjastką kupowania nowych ubrań, chętniej falami pozbywam się starych, ale po przeczytaniu opisu wydarzenia kilka dni wcześniej stwierdziłam, że trzeba tam zajrzeć. Dlaczego? Bo, w przeciwieństwie do sieciówek, wyprzedaż nie zapowiadała się być staniem w kolejce do kasy i wyrywaniem sobie ciuchów ze sterczącymi przy szwach nitkami. 
Z okazji rocznicy twórcy marki zapewnili roślinny poczęstunek (współpraca z nikim innym tylko coraz bardziej rozchwytywaną Jadłonomią ) w postaci różnych hummusów, granoli i wody z dodatkiem cytrusów oraz możliwość darmowego poćwiczenia jogi. Zajęcia prowadziła Justyna, nauczycielka z Yoga Republic, która reklamuje ciuchy Nenukko w różnych asztangowych pozycjach (sama robi też piękne zdjęcia - klik).
Po tym, jak się powykręcałam w różne strony, asortyment sklepu został już dość mocno uszczuplony, ale skusiłam się na jedne "pieluchowe" spodnie (testuję, czy wygodne na jednym z powyższych zdjęć). Przecenione z trzech stówek na dwie, dostałam wraz z nimi jeszcze dwa oreo (zapakowane tak, że byłam przekonana, że to małe mydełka i prawie wrzuciłam je do kąpieli) i szminkę Gosh (w szmince wyglądam jak klaun, ale jak dawali, to brałam). 
Tak krótko podsumowując, wielkie propsy dla Nenukko za to, że połączyli trzy rzeczy, które uwielbiam - wygodne ciuchy, wegańskie jedzenie i jogę. Gdyby nie ograniczał mnie budżet, byłabym pierwsza, żeby wspierać polskich projektantów.

Wednesday 19 November 2014

roślinna propaganda - o stereotypach, które sami o sobie tworzymy

Jeżeli śledzicie na facebooku jakieś wege strony, wchodzicie na blogi czy siedzicie w tym temacie już jakiś czas, pewnie zauważyliście, że weganie uwielbiają karmić trolle. Nie radzę nawet pomyśleć o słowie "białko", bo zaraz pojawi się pięćdziesiąt agresywnych komentarzy, linki do wątpliwych badań naukowych, aż w końcu ukamienowanie wszystkożercy.
Ale ja nie o tym. Gdy uda nam się w końcu ogół przekonać, że da się na tej wegańskiej paszy przeżyć, zastanówmy się, jakie stereotypy sami szerzymy. Bo kim jest roślinożerca w internecie, a może i we własnych oczach? Wypełnionym po brzegi witaminami, młodym (wiecznie młodym, bo w końcu unika przetworzonej żywności), niezależnym, lewicującym, wszystkowiedzącym, nieskazitelnym moralnie człowiekiem, gardzącym stacjami benzynowymi (bo nie mają parówek sojowych do hot dogów) i podrabianym serem (bo niezdrowy, zresztą porządny weganin przecież nie tęskni za nabiałem).
Uważam, że weganizm to słuszny, optymalny wybór jedzeniowy i poleciłabym go każdemu. Ale nie oszukuję się - taki styl życia wiąże się z ograniczeniami. Po co je mnożyć, łącząc weganizm z innymi szufladkami?
Dlatego, żeby czuć się bardziej wolną trawożerką, stworzyłam przykładową listę z poglądami, którymi "przepisowy" weganin będzie gardził, a które przecież nie są sprzeczne z roślinnym jedzeniem czy (nie daj Boże!) z etycznym życiem.

JEM WEGAŃSKO I...

  • głosuję na PiS
  • nie wiem, co to jarmuż
  • nie lubię zwierząt
  • palę papierosy
  • jestem glutenową królową
  • mam nadwagę
  • noszę skórzane buty
  • piekę kurczaka dla męża
  • często choruję
  • żywię się frytkami i colą
  • podpalam tęczę
jeszcze z przymrużeniem oka: klikklikklik  

Monday 10 November 2014

migawki z listopadowej Warszawy + sezonowa micha

nowe miejsce z wegańskimi bułami, tuż przy
metrze Politechnika (a przy okazji przy Yoga Republic,
więc prędzej czy później przetestuję)
co prawda nie jaram się już tak Igrzyskami,
ale mural zwrócił moją uwagę
piękne puszki z herbatą na wystawie na skrzyżowaniu Brackiej
i Chmielnej (tutaj kiedyś był Traffic, pamięta ktoś jeszcze?)
sklepik z rękodziełem, jeden z 1001 lokali na Chmielnej
nie wiem, co się dzieje, ale
dobry abs
grajek przy Bristolu
dekoracje do świętowania, świętujących brak
zaznacz, co nie pasuje na załączonym obrazku (spojler:
brat zawsze mnie przekonywał, że smoki istnieją...)
Teatr Komedia aka miejsce, gdzie nigdy nie znajdziesz
miejsca parkingowego
odkrywam wege miejsca na Żoliborzu (chociaż mam za słabą
stylówę i za mało w portfelu, lansiarski klimat tej dzielnicy
coś w sobie ma) 
kawiarnia sąsiadująca z Ósmą Kolonią (fajne wnętrze,
owsianki na sojowym i zielone koktajle)
Żeby nie oglądać zdjęć knajp z pustym bebechem, podzielę się na koniec przepisem na mój dzisiejszy obiad. Chociaż kocham banany, daktyle i awokado, staram się przed zimą naładować jak największą ilością polskich warzyw i owoców. Całą rodziną zajadamy się ziemniakami z piekarnika. Wczoraj, z racji wolnego dnia, poza kartoflami, upiekliśmy też ciastka owsiane i dynię. Z resztek powstał poniższy jednogarnkowiec (znaczy ciastek tam nie wrzucałam).

na jedną porcję dla mnie albo dwie normalne ;)
- dwa ziemniaki
- pół małej dyni Hokkaido + 2-3 łyżki oliwy z oliwek
- dwie pietruszki
- trzy czubate łyżki czerwonej soczewicy
- około szklanki pomidorów z puszki (z zalewą)
- pół łyżeczki ostrej papryki
- po szczypcie kurkumy i ziół prowansalskich

Dynię kroimy na plastry, smarujemy oliwą. Nieobrane ziemniaki układamy na blaszce. Pieczemy warzywa w 180-200 stopniach około 40 minut (w trakcie najlepiej obrócić ziemniaki i nakłuć widelcem). Zostawiamy do ostudzenia.
Pokrojoną w kostkę pietruszkę i czerwoną soczewicę (niepokrojoną ;) gotujemy w małej ilości wody około 10 minut, po czym dodajemy pokrojone ziemniaki, dynię i pomidory. Doprawiamy i dusimy pod przykryciem kolejne dziesięć minut.
(Danie związane z piekarnikiem świadczy u mnie o sięgającej zenitu nudzie, a w przypadku tego długiego weekendu, o wybitnej niechęci do nauki. Jeśli macie coś ważnego do zrobienia, lepiej zamówcie chińszczyznę)

Saturday 1 November 2014

Za Mickiewicza bym nie wyszła, ale "Pana Tadeusza" warto poczytać chociażby dla ogłady towarzyskiej.

Jeśli w liceum przeczytałaś/eś w całości "Pana Tadeusza", pewnie możesz się już zaliczyć do elity intelektualistów naszego kraju. Mało kto kontaktuje się z romantykami inaczej niż poprzez streszczenia.
Mickiewicz we współczesnym świecie ma przerąbane. Bo jak romantyk, to pewnie jakieś homo-niewiadomo, wącha kwiatki, pląsa po łące i zalewa się rzewnymi łzami krojąc cebulę.
Ślub z romantykiem byłby dla mnie koszmarem, nie przeczę. Facet z taką ideą miłości jest nie do zdzierżenia w czasach, w których trzeba szybko podejmować decyzje, rozładowywać zmywarkę i rozliczać PITy. Więc żeby wizja denerwująco wyidealizowanego uczucia nie przysłaniała mi widzenia, postanowiłam spojrzeć na Litwo! Ojczyzno moja! pod względem językowym. I to było miłe zaskoczenie.
W towarzystwie nie mam refleksu. Cięte odpowiedzi przychodzą mi do głowy z opóźnieniem i zawsze zazdroszczę tym, którzy rzucają sucharami jak z rękawa. Mickiewicz na musiał być jednym z nich. Poniżej kilka tekstów, które można wykorzystać na spotkaniach, zwłaszcza ironicznie. Wszystko dzięki naszej narodowej epopei (a zostało mi jeszcze siedemdziesiąt stron do końca, czekam na więcej).

- o niezbyt bystrym znajomym:
Tępy nie był, lecz mało w naukach postąpił

- o kimś z nietypowym poczuciem humoru:
Tak dowcipne żarciki umiał komponować,
Iżby je w kalendarzu można wydrukować

- o przesadnie ekstrawaganckim stroju:
Woźny pas mu odwiązał, pas słucki, pas lity
Przy którym świecą gęste kutasy jak kity

- o przyjaźni: (wersja antysemicka ;)
(...) szanują przyjaciół jak pieniądze Żydzi

- reakcja mężczyzny na napomknięcie o związku małżeńskim:
Proszę cię, moja droga, rozmyśl się! uspokój!
Ja jestem tobie wdzięczen, ale niepodobna
Żenić się, kochajmy się, ale tak - z osobna.


read me