Sunday 18 October 2015

nowe przemyślenia w kwestii pielęgnacji skóry - mycie zębów sodą oczyszczoną, szamponowe wątpliwości i niewegańskie golarki

Dawno temu było o tanim oczyszczaniu, kiedyś w wakacje eksperymentowałam z brakiem makijażu. Kwestia pielęgnacji skóry całkiem u mnie nie zamarła, chociaż na tematy urodowe mało piszę na blogu (głównie dlatego, że rzadko coś zmieniam i praktycznie nie testuję nowych kosmetyków). Teraz jednak postanowiłam pobawić się w małego chemika, zacząć smarować się domowymi mazidłami i zastanowić się nad tym, co wcieram w swoje niedoskonałe komórki. A to za sprawą świeżo przeczytanej książki Szczęśliwa skóra.

Sama książka nie jest dla mnie bardzo odkrywcza, bo od dawna kojarzyłam, że dużo czynników ma wpływ na skórę (jedzenie, hormony, miejsce zamieszkania, geny, stres), a kupne produkty to generalnie niedobre chemikalia. Ale zapoznanie się z tą pozycją zmotywowało mnie, żeby przestać teoretyzować, a wypróbować coś na sobie. No i uświadomiłam sobie kilka rzeczy, o których do tej pory nie myślałam:

1) Co robiłam źle podczas dni "bez makijażu" - kiedy w weekendy czy wakacje odstawiałam podkład i puder, rozdrażniona przetłuszczającą się cerą raczyłam się mnóstwem toników, maseczek i  peelingów. Dodatkowo co chwila dotykałam (często na dotykaniu się nie kończyło) krostek rękami. W efekcie skóra, która miała odpocząć, była ciągle atakowana innymi kosmetykami albo brudnymi łapami.
2) Ile chemii używam oprócz kosmetyków kolorowych - pasta do zębów, "eko" krem do stóp, pachnący na całą łazienkę szampon, płyn do naczyń, proszek do prania, plastikowe pudełka na żywność, golarka z paskiem nawilżającym (na jakimś blogu trafiłam na informację, że są w nich składniki odzwierzęce, jakiś kosmos)... Listę można ciągnąć w nieskończoność. 
3) Żyjąc w dużym mieście, nawet używając samych domowych, idealnie zdrowych produktów, nie da się uniknąć kontaktu z zanieczyszczeniami, pyłem, smogiem, wodą z brudnych rur czy tuszem ze sklepowych paragonów, który w dużych ilościach może być rakotwórczy. Wyjście? We własnym zakresie ograniczanie chemicznych składników, a poza domem nie wpadanie w paranoję.

Część wstępna książki jest dużo mniej ciekawa niż końcówka, gdzie Adina Grigore podaje przepisy na sprawdzone przez nią preparaty pielęgnacyjne. Nie będę zżynać całych receptur, ale wspomnę o kilku wielofunkcyjnych produktach, które mam zamiar stosować:

1) Olej kokosowy - dobrze smakuje, pysznie pachnie, a w dodatku może służyć: za krem do suchej skóry, do demakijażu, jako odżywka do włosów, do golenia (próbowałam wczoraj, trzeba go nałożyć dość sporo, ale nie trzeba zmywać, od razu nawilża ogolone pachy ;) albo jako pasta do zębów (wymieszany 1:1 z sodą oczyszczoną + kilka kropli olejku miętowego - przez sodę wydaje się, jakby myło się zęby czymś słonym, ale można przywyknąć).
2) Ocet jabłkowy - największym minusem jest trudny do zabicia zapach. Polecam jako tonik dla cery trądzikowej albo płukanka do włosów (mieszam ocet z wodą w stosunku 1:4).
3) Sól/cukier - sól morska do gorącej kąpieli (przy okazji nawdychamy się trochę jodu, tarczyca się ucieszy ;), a cukier jako peeling (łagodniejszy niż sól).
4) Płatki owsiane - zalane ciepłą wodą świetne jako nawilżający peeling nawet dla wrażliwej skóry, można też dodać filiżankę do solnej kąpieli.
Oprócz tego zdarza mi się przetrzeć twarz sokiem z cytryny (ma właściwości ściągające i fajnie odświeża) albo plasterkiem imbiru (lekko wyżera niedoskonałości ;).

Nadal mam jednak kilka wątpliwości, które mam nadzieję rozwiązać testując róże produkty i obserwując efekty:
- czym myć włosy, żeby nie były oklapłe i przetłuszczone (mydło na bazie olejów ani płukanka z octu nie działają)
- co może zastąpić puder, żeby miało działanie matujące (jedynie mąka pszenna mi się nasuwa)
- czy oleje nadają się do kąpieli/nakładania na ciało, gdy ma się tłustą cerę
- czy w ogóle będę w stanie chodzić do szkoły saute, bo nie czuję się z tym najpiękniej

Robicie własne kosmetyki czy nie stronicie od chemikaliów? Muszę przyznać, że trochę rozczarowuje mnie fakt, że kupując kosmetyki nietestowane na zwierzętach czy oznaczane jako ekologiczne nadal wsmarowuję w siebie szkodliwe substancje. Nie da się zaufać napisom na opakowaniach, trzeba czytać drobny druczek.

read me