Wednesday 30 July 2014

zapchany zlew

- Buuu!
- Cholera jasna, Malwina! Wiesz, że przedwczesne zawały w dziewięćdziesięciu pięciu procentach kończą się śmiercią?
- Z naszą niezawodną służbą zdrowia? Szczerze wątpię.
- Co ty tu robisz?
- Przyjechałam.
- Jeśli mamy rozmawiać w takim telegraficznym skrócie, to niczego się nie dowiem.
- Chcesz uzyskać informacje, to musisz się postarać. Sorry, o tej porze bywam mało kontaktowa.
- Dlatego właśnie mnie intryguje, z jakiej przyczyny o godzinie... - zerknął na wyświetlacz komórki - ... szóstej trzydzieści osiem zmaterializowałaś się na plaży we Władysławowie.
- Chciałam się poopalać - uśmiechnęła się niewinnie Malwina. Był początek lutego.
- Będziesz się droczyć, niech będzie. Zapytam inaczej. Skąd masz adres?
- Od twoich rodziców - dziewczyna potarła zmarznięty nos - Ciocia Basia ma teraz poważniejsze sprawy na głowie, nawet nie zauważyła, kiedy wyśpiewała mi namiary na twoją kwaterę.
- Jakie sprawy? - Krzysiek był zbyt zachwycony mroźnym porankiem na plaży, żeby się zdenerwować - Nie myśl, że wrócę do Warszawy przez rzekome problemy mojej rodzicielki.
- Rozczarowuje mnie twój brak zainteresowania, ale to niezła historia, więc opowiem anyway. Powodem światowych kryzysów jest, co za zaskoczenie, moja mamusia, która postanowiła podzielić się swoim kontem bankowym z narzeczonym (ten didżej z Płocka, pamiętasz?). Facet wyczyścił jej kartę, zdążył narobić sporych długów, po czym zniknął, prawdopodobnie za granicą. Przez ostatnich parę dni, które spędziłeś na romantycznych feriach z Eweliną, ta wariatka sprzedała nasze mieszkanie i przydreptała na kolanach pod drzwi swojej siostry. Teraz mieszkamy razem! - wykrzyknęła kuzynka z udawanym entuzjazmem.
Krzyśka, który spodziewał się problemów pokroju zapchanego zlewu w kuchni, zatkało.
- Przyznaję, że to usprawiedliwia twoją wizytę - przełknął ślinę - Moi rodzice oczywiście ani słówkiem nie pisnęli, pewnie uważają, że mają wszystko pod kontrolą. Tylko dlaczego nie iść z tym na policję? Po co od razu sprzedawać mieszkanie?
- Skoro dała zbirowi kartę z własnej inicjatywy... Zresztą moja matka prędzej będzie jadła brud z chodnika niż przyzna się policjantowi, że narzeczony ją wystawił. Forsa za mieszkanie poszła na spłacenie długów, a reszta leży już na nowym koncie.
- Może zabrzmię przesadnie optymistycznie, ale chyba przeżyjemy. Mamy duży dom, twoja matka ma pracę... Czy atmosfera jest taka nieznośna, że wyjechałaś?
- Bez jaj. Twoja idealna, chrześcijańska rodzinka nigdy nie robi awantur - Malwina nie mogła ukryć ironii - Chociaż za duże zamieszanie, za obco mi nie w swoim pokoju. Musiałam przerwać waszą nadmorską idyllę. Co zrobiłeś z Eweliną?
- Śpi. Wczoraj przebiegła dwanaście kilometrów po plaży. Kazała nie budzić się przed dziesiątą, chyba że będę chciał zrobić jej masaż łydek.
- Mogę zostać?
- Zostań - odpowiedział Krzysiek, trochę wbrew sobie - Mamy wolną kanapę. Ewelina się ucieszy.
- Jesteś kochany. I proszę, wyślij wiadomość do rodziny, że tu jestem. Mam focha na matkę i zmyśliłam wczoraj, że idę na imprezę - dziewczyna poprawiła błyszczącą spódnicę, którą miała pod puchówką.

*

(Odcinek zrodzony (dosłownie) w pocie czoła, mózg nie pracuje przy takiej duchocie. Pisząc zajadle w metrze przegapiłam swoją stację i prawie spóźniłam się na angielski - jak jeszcze zacznę wtykać ołówki we włosy poczuję się już stuprocentową artystką)

Sunday 27 July 2014

miesiąc bez makijażu

Na szczęście mój miesiąc bez makijażu właśnie się skończył, a nie dopiero się zaczyna, więc mogę podzielić się z Wami realnymi wnioskami, a nie pobożnymi życzeniami.

tumblr.com
Skąd pomysł? W sumie to chyba z mediów. W większości babskich gazet i na stronach internetowych, w przerwach od reklamowania kosmetyków, nawiedzone redaktorki piszą, że trzeba dawać skórze oddychać, nie zatykać porów, selerów czy czego tam jeszcze. 
Na zakończenie roku szkolnego standardowo przykryłam swoją twarz warstwą tapety, za to następnego dnia do walizki na wyjazd nie zapakowałam ani podkładu, ani pudru. Przez dwa i pół tygodnia poza domem używałam tylko zwykłego mydła i bezalkoholowego toniku Himalaya Herbals (z góry uprzedzam - nie mam nic do toników na spirytusie, ale moje pryszcze to alkoholicy: wchłaniają te procenty i nigdy nie mają dosyć). Oprócz tego chodziłam na basen, gdzie wyżarła mnie nieco chlorowana woda i kilka razy robiłam sobie wysuszające maseczki z zielonej glinki. Po powrocie do Warszawy uznałam, że wytrwam już ten pełny miesiąc (takie chore przywiązanie do symbolicznych dat).

tumblr.com
No i co mi z tego? Paradoksalnie więcej minusów niż plusów, które przedstawiają się tak:
- cera jest o wiele brzydsza niż przed "eksperymentem", co sprowadza się do tego, że jestem bardziej wypryszczona niż wcześniej (oprócz twarzy także na dekolcie i plecach)
- skóra bardziej się przetłuszcza
- w rezultacie czuję się brzydziej wychodząc gdziekolwiek
- mam większą ochotę na drapanie i wyciskanie (w makijażu raczej tego unikam, bo zaraz paluchy z resztkami podkładu brudzą wszystko)
+ opaliłam się trochę, a o to z tapetą trudno
+ zaoszczędziłam niecałe 10 minut rano, które do tej pory poświęcałam na zapudrowywanie twarzy
+ podskoczyła mi trochę samoocena, że chodzę sobie w "naturalnej" postaci po mieście taka wyluzowana ascetka 
Okoliczności łagodzące te przygnębiające fakty są trzy: kilka podróży (zmiana wody, klima w samochodzie, stres), różne jakościowo jedzenie (stołowanie się w knajpach non stop, żarcie ze słoika i z puszki) oraz odstawienie ziół, które piłam w ciągu roku szkolnego.

tumblr.com


Po co w ogóle to piszę? Wyjątkowo nie dlatego, żeby się nad sobą poużalać. Ten eksperyment pokazał mi, że każdemu służy coś innego i może akurat dla mnie codzienne używanie pudru i podkładu nie jest taką torturą dla skóry, a raczej trzyma ją w ryzach. Poza tym na stan cery wpływa tyle czynników, że jedna mała Michalina nie ogarnie, jak doprowadzić się do idealnego stanu. Od sierpnia postaram się trochę lepiej jeść i wracam do makijażu - zobaczymy, co z tego wyniknie.
Macie jakieś sprawdzone patenty na trądzik? Zwalczacie, ignorujecie, akceptujecie?

Saturday 19 July 2014

bliźniaki syjamskie

- Nie rozmawiam z tobą.
- Dlaczego? - Krzysiek nie był w temacie.
- Dlaczego, jeszcze się pyta - prychnęła Malwina - Czy to nie ja byłam u ciebie na obiedzie w niedzielę? Przy zupie było strasznie drętwo, dlatego zapytałam, z kim idziesz na studniówkę...
- Zapytałaś, żeby się pośmiać, bo byłaś pewna, że z nikim - sprostował kuzyn, wyjmując z kieszeni gumę.
- Możliwe, to teraz nieistotne. Jakież było moje zdumienie, kiedy odpowiedziałeś, że z Eweliną!
- Skąd ten bulwers? Przecież sama nas zapoznałaś.
- A twoi rodzice zaczynają wtedy rozprawiać, jaka to miła dziewczynka, mądra, ładna, cud natury. Co za upokorzenie! Twoi starsi wiedzą, z kim się umawiasz, a ja nie mam pojęcia? Moja znajoma! Z mojej szkoły! Gadaliście raz może przez piętnaście minut i już tańczysz z nią poloneza?
- Wyglądam, jakbym z kimś tańczył? - uniósł brew Krzysiek i roześmiał się z własnego żartu.
- Błazen.
- Nie obrażaj mnie, tylko daj coś powiedzieć. Jak Ewelina była u ciebie przed świętami, wymieniliśmy się numerami telefonów. Spotkaliśmy się później kilka razy i tak wyszło, że mamy ochotę iść razem na studniówkę.
- "Mamy ochotę"? Nie występujesz już w liczbie pojedynczej? Bliźniaki syjamskie jesteście czy co? Rodzicom się będzie zwierzał!
- Brzmisz jakbyś była zazdrosna.
- Nie jestem zazdrosna - Malwina zrobiła minę jak po zjedzeniu spleśniałej kanapki.
- To o co chodzi? Ale bez kantowania. Ostatnio chodziłaś taka podminowana gdy okazało się, że twoja matka umawia się z dwudziestoczteroletnim trenerem personalnym. 
Dziewczyna poprawiła włosy i westchnęła.
- Pamiętasz mój bal gimnazjalny w zeszłym roku? Poszedłeś ze mną. Tak szczerze, to byłam przekonana, że zaprosisz mnie na swoją studniówkę.
- To była trochę inna sytuacja. Poprosiłaś mnie o przyjście, bo mówiłaś, że masz w klasie same łajzy - Krzyśkowi utkwiło w pamięci to określenie, bo nigdy wcześniej go nie słyszał.
- Taak... To nie była do końca prawda - Malwina zaczęła obgryzać paznokieć kciuka - Umówiłam się z takim jednym Danielkiem. Przystojne to i na dodatek jeździł na desce, co wtedy jeszcze było cool. Ale mnie wystawił. Dzień przed balem napisał mi na czacie, że szkolne imprezy są żałosne i woli iść na koncert z kumplami. Dlatego zadzwoniłam po ciebie.
- I to ja mam się teraz tłumaczyć, że coś przed tobą ukrywam?
- Babski honor uniemożliwia opowiadanie o swoich damsko-męskich failach. Nic na to nie poradzę - usprawiedliwiła się kuzynka. 
- Jeśli tak bardzo zależy ci na tej studniówce, mogę spróbować załatwić ci jakiegoś kolegę do pary. W końcu mam w klasie dwudziestu dwóch facetów i tylko dziewięć dziewczyn. Nie powinno być problemu.
- Człowieku - Malwina popatrzyła na niego z politowaniem - Jesteś w mat-fizie. Nie ma opcji, żebyś miał jakichś przystojnych kolegów.
- Nie mów, że układanie kostki Rubika na czas ci nie imponuje.

*

(Wcześniej chciałam inaczej rozegrać ten odcinek, ale jestem całkiem zadowolona z przebiegu sprawy. Mam tylko wątpliwości, czy zostać przy dialogach tylko między Malwiną i Krzyśkiem, czy wpleść bohaterów drugoplanowych od czasu do czasu)

Friday 18 July 2014

gdzie ćwiczyć siłowo?

Po kilkunastu najświeższych wpisach na blogu może się wydawać, że przez wakacje zajmuję się tylko pisaniem i jedzeniem. Z zadowoleniem ogłaszam, że rzeczywistość jest trochę mniej ekstremalna. Nie porzuciłam regularnej aktywności fizycznej, na przykład. Co prawda treningi latem bywają lżejsze i bardziej chaotyczne - na początku lipca nieoczekiwanie trafiłam na kurs pływania, a moja mata do jogi nieco się zakurzyła. Po powrocie do Warszawy ożywiłam swój karnet na siłownię i to właśnie temat na dziś - lepiej dźwigać sztangi w ekskluzywnym klubie czy robić pompki na dywanie w salonie?


1) Trening w domu. Zdarza mi się, chociaż niezbyt często, ćwiczyć w swoim pokoju, gdzie mogę zrobić cztery kroki do przodu i jeden w lewo. Nie polecam robić wymachów na tak małej powierzchni, chyba że lubicie krwiaki na stopach.
tumblr.com
+ trening można zrobić w dowolnym momencie - w przerwie od nauki, w piżamie przed śniadaniem, w środku nocy itp.
+ z dostępem do internetu mamy do wyboru niezliczoną ilość ćwiczeń, chociażby na youtube
+ nikt nas nie widzi spoconych ;)
+ nic nie kosztuje
+ teoretycznie przy treningu z własną masą ciała trudniej o kontuzje
- mało miejsca
- mniejsza motywacja (nie ma presji kupionego karnetu), więcej rozpraszaczy 
- nikt nie może nas poprawić, jeśli coś robimy źle
- jeśli chcemy kupić sprzęt do treningów w domu, trzeba wydać dużo pieniędzy

2) Trening na powietrzu. Dzięki wspaniałym dotacjom z UE tudzież innych instytucji, w każdym parku na globie jest już chyba mini-siłownia, czasem znajdą się też drążki lub drabinki.
+ świeże (warszawskie) powietrze i bezpłatna witamina D3 do pobrania
+ można wpleść kilka ćwiczeń w trening biegowy/spacer/rolki
+ idealna okazja do zrobienia treningu obwodowego (maszyny dostępne w parku + pompki, przysiady, burpees)
+ nic nie kosztuje
- mała ilość maszyn
- urządzenia nadają się głównie do ćwiczeń cardio, trzeba być kreatywnym, żeby się spompować
- bywa, że urządzenia są zardzewiałe, zepsute
- zwykle parkowe siłownie są okupowane przez przedszkolaki, które utrudniają wykonanie treningu
www.chelmsford.gov.uk

3) Trening w osiedlowej siłowni. Każda dzielnica ma swoją siłownię, do której zaglądają tylko odważniejsi mieszkańcy. Skąd te obawy?
+ blisko od domu
+ ceny w miarę dostosowane do zamożności mieszkańców
+ szybko zaczynamy się czuć "jak u siebie"
- nie wszystkim odpowiada klimat danej dzielni (przepraszam, ale to słowo mnie rozbraja)
- ryzyko spotkania nauczyciela w-fu z podstawówki 

tumblr.com
4) Trening w znanym klubie w centrum. Chyba każdy wie, o jakiej sieciówce myślę? 
+ ogromna ilość sprzętów (coraz częściej strefy crossfitowe, TRX, czajniki, rowerki spinningowe) 
+ bonusy typu sauna, przystojni trenerzy personalni
+ wypasione wnętrza, dużo przestrzeni, na ogół czyściutko
- pretensjonalna atmosfera
- spory wydatek
- mimo dużej powierzchni bywa tłok

Gdzie jeszcze ćwiczycie? Szkolna siłownia, pokój hotelowy, ogródek (nie daj Boże balkon)?

Monday 14 July 2014

pięknie oglądać zdjęcia będąc już w domu

Dzisiaj dla odmiany zdjęcia z ponaddwutygodniowej podróży przez pół Polski (Warszawa-Ustka-Poznań-Zielona Góra-Szklarska Poręba-Warszawa). Jak na taki długi wyjazd foci jest mało, bo nie wszędzie brałam aparat. Z plusów urlopowych - kurs nauki pływania, telewizja i wi-fi wszędzie (telewizja to teraz dla mnie większa atrakcja niż cokolwiek innego, kocham się tak odmóżdżać), brzydka pogoda (bardzo lubię), mało ludzi (czy tylko ja mam wrażenie, że w Polsce jest strasznie pusto?) i to, że zaczęłam się budzić później niż 5:50 każdego poranka (morskie powietrze czy coś). Ale i tak najbardziej się cieszę z powrotu do domu. Za stara już jestem na wyjazdy rodzinne.

pasza na wyjazd
pasza part 2, prawie wszystko z Evergreena
dziwny piszczący most w Ustce
mewy wielkie jak psy
mural przy porcie
śniadanie kontynentalne
(parówki sojowe 14g białka, łoo)
składak
już spakowana
udaję, że ćwiczę, ale te dwa tygodnie
spędziłam tak
chmurki 3D
sejtan ze słoja i gumowate awokado
słaby szef kuchni ze mnie
jakby ktoś potrzebował - Poznań poleca
ulica pełna bezdomnych (artystów?)
mural na przeciwko naszego hostelu
ciekawostki z rynku
tu bardziej pocztówkowy widok
pyszna sałatka z sosem sezamowym, dobra pita, niezłe
falafele i przesolony hummus
powyższe jedzenie z Kwadratu
(był jeszcze tort, lemoniady i soki)
rozmazany chodnik, jakby ktoś pytał
krzywy zgryz brata
ładne witryny i latarnie przyczepione do budynków 
no i góry
nie widać, ale padało trochę
szlak z barierkami dla
emerytów i niewytrenowanych



<mówię coś, a to tak świetnie
wychodzi na zdjęciach>
słit focia na skałach
brat-troll i mój grymas na Anję Rubik

idziesz, a tu trójkąt
stary piechur

finally normalne jedzenie
okupuję palniki u dziadków
Z miejsc stricte wege byłam w Kwadracie (Poznań, wszystko wegańskie, sympatyczny lokal), knajpie Mavi Kus (Poznań, zamówcie pieczonego ziemniaka i zielony koktajl) i Zielonej Jadłodajni (Zielona Góra, tanio, polecam flaczki z boczniaków).

Saturday 12 July 2014

za rozrzutna na Żydówkę

- Cicho tu.
- Rzeczywiście. Często tak jest.
- Do północy jeszcze godzina - Krzysiek popatrzył na fluorescencyjny zegarek Malwiny, który miała na nadgarstku - Gdzie się tak opaliłaś w grudniu?
- Solarka - rzuciła kuzynka.
- A to jakieś twoje ulubione miejsce? W sensie nie solarka tylko ten parking.
Krzysiek nie spodziewał się zaproszenia na Sylwestra od Malwiny, a za nic w świecie by nie zgadł, że będą go spędzać na schodach prowadzących na parking sklepu "Stokrotka" na Nowodworach. Na białej ścianie za ich plecami widniał rysunek przedstawiający wielkiego kutasa, a z uchylonego okna bez klamki wpadało zimowe powietrze.
- Sentyment z dzieciństwa. Właziłam tu z koleżankami i wrzeszczałyśmy do ludzi na dole. A do "Bomi" - kiedyś tu było "Bomi", nie "Stokrotka" - chodziło się na gałkowe lody po szkole.
- Czemu chcesz siedzieć ze mną na schodach w ostatni dzień roku? Nie zaprosili cię na żadną imprezę?
- Zaprosili na pięć - wyznała Malwina - Ale to nasz ostatni ostatni dzień roku, więc pomyślałam, że powinniśmy razem pokoczować na parkingu.
- Jak to ostatni ostatni? Wracasz do Niemiec? Żenisz się w Las Vegas? W 2014 będzie kolejny koniec świata?
- Mówiłam ci, żebyś przestał potajemnie oglądać "Rozmowy w toku" - zirytowała się dziewczyna - Za pół roku skończysz szkołę, pójdziesz na studia, może do innego miasta, kraju. Zaczniesz nowe życie. Nasze drogi mogą się rozejść.
Malwina i Krzysiek patrzyli na siebie w milczeniu przez parę minut.
- Kurczę, Malwina. To straszne, że martwisz się rzeczami, o których ja staram się nawet nie myśleć. Napijmy się.
- Szampan? - kuzynce zaświeciły się oczy.
Krzysiek wyszczerzył zęby i wyjął z plecaka Piccolo oraz jednorazowe kubeczki. Malwina przeklęła na czym świat stoi i pociągnęła prosto z butelki.
- No jasne, niepełnoletnią zostawisz o suchym pysku. Marny student z ciebie będzie. Chyba nawet twoi starzy piją.
- Butelkę wina co kilka tygodni. A wydają na nią tyle, ile ciebie by kosztował miesięczny spinning w Pure.
- Nie gadajmy o pieniądzach. Przeczytaj mi swoją listę noworocznych postanowień.
Chłopak zrobił przerażoną minę.
- Miałem coś takiego przygotować?
- Jezu, trudno. Musisz mówić na spontana, będzie ciężej.
- Ja, Krzysztof Andrzej Czerniecki, chciałbym zmienić w swoim życiu... - zaczął patetycznie - ...no w sumie to nic.
- Jak to nic?
- No nic.
- Wygląd?
- A coś z nim nie tak?
- Szkołę?
- Jest raczej okej.
- Rodzinę?
- I tak się nie da zreformować.
- Wygrana w totka?
- Po co?
- Dziewczyna?
- Może kiedyś.
- Sugerujesz, że mam przed sobą osobę całkowicie zadowoloną z życia? Jakim cudem?
- To już lekka nadinterpretacja. Wierzysz w Boga, Malwina?
- Nie wiem, co to ma do rzeczy, ale mogę odpowiedzieć: jestem za mało samokrytyczna na chrześcijankę, zbyt lubię balangować na Jehowę, za bardzo emocjonalna na buddystkę, za rozrzutna na Żydówkę i nie zrezygnowałabym dla islamu z krótkich spódnic. Tak idąc po stereotypach, to mogę być tylko agnostyczką.
- Piękne, racjonalne uzasadnienie. Ale pomijając wszystkie "-izmy", mnie osobiście religia pomaga ogarniać się na co dzień, kiedy coś jest nie tak. Dlatego nic.
- Smutne, liczyłam, że spotkamy się w piekle - Malwina trzepnęła kuzyna w ramię.
- Strzelają, słyszysz? Chodź, popatrzymy.
Podeszli do szyby i, żłopiąc Piccolo, dłuższą chwilę oglądali fajerwerki. Później znowu przysiedli na kocu pod ścianą.
- Wszystkiego dobrego w Nowym Roku, Krzysiu.
- Wszystkiego najlepszego, Malwina. Wyłącz telefon, bo zaraz zaczną przychodzić tony esemesów z życzeniami. 
- Nie wzięłam telefonu - mruknęła Malwina, opierając głowę na ramieniu kuzyna.
Obudziła się o siódmej w swoim łóżku. Na biurku znalazła wyrwaną z zeszytu kartkę z notatką: "Postanowienie noworoczne nr 1: niosąc kuzynkę do domu, wziąć pod uwagę, że winda może być zepsuta". Pośmiała się chwilę i wróciła pod kołdrę. 

*

(Jutro wracam do Warszawy, w końcu, hurra. Nienawidzę wakacji. Tak jakoś wyszło. Może w domu się ogarnę. Obiecuję zdjęcia z podróży i w dalszej perspektywie więcej sportowych i kulinarnych wpisów)

Tuesday 8 July 2014

nauka okołotreningowa

- Pierwszy śnieg! Ale zajebioza! – piszczała Malwina, pedałując z siłą Pudzianowskiego. Mimo stosunkowo późnej pory w Łazienkach kręciło się sporo matek z wózkami, które zgorszyły się (matki, nie wózki), słysząc niecenzuralny młodzieńczy entuzjazm. 
- Przyhamuj trochę! – krzyknął za nią Krzysiek, zasapany, nawet nie zwrócił uwagi, że świeże płatki śniegu przysiadły mu na brwiach, a klekot roweru zagłuszył wołanie.
Malwina i Krzysiek byli właścicielami składaków skleconych lata temu przez dziadka Bogdana, świeć Panie nad jego duszą. Stare maszyny nie miały przerzutek, opony ciągle flaczały, a całość była chętna w każdej chwili się rozpaść. Pieniądze wydane na częste naprawy prawdopodobnie starczyłyby na dwa nowe górale z Decathlonu, ale nie mieli serca wywalać rodzinnych pamiątek. Zresztą Malwina nawet na odkurzaczu rozwinęłaby dużą prędkość.
Zeskoczyła z roweru i oparła się plecami o drzewo. Nuciła pod nosem „I Follow Rivers”, dopóki kuzyn jej nie dogonił.
- Jednak jazda terenowa to nie to samo, co spinning w klubie. Epicki wieczór – Malwina lubowała się w anglicyzmach tego typu. Wstawiała „literalnie”, „to robi sens” albo „dżizas” gdzie się dało.
- Nie wierzę, że trzy miesiące nie jeździłaś. Ci z Tour de France by z tobą wymiękli.
- Zrobiłam w zeszły wtorek zapoznawcze dwadzieścia kilometrów z taką Eweliną z IB. Niezły z niej odpał. Nie ma facebooka ani komórki, a cały hajs wydaje na sprzęt sportowy i brązowy ryż. Na początku liceum zaczęła startować w triathlonach. Po klasie maturalnej chce zaliczyć Ironmana.
- Brzmi nieźle. Chętnie ją kiedyś poznam. A ty od kiedy jeździsz?
- Jeżdżę chyba na wszystkim od zawsze – odpowiedziała bez wahania Malwina – Jestem nadpobudliwym dzieckiem, trzeba przyznać. Na rowerze i nartach nauczyłam się jeszcze w przedszkolu, w Niemczech. Później były rolki, karate, taniec towarzyski, epizod z windsurfingiem. A spinning to moje najnowsze odkrycie.
- To co zostaje jeszcze do wypróbowania? – Krzysiek, od pieluch fan piłki nożnej, większość sportów znał tylko z nazwy.
- Na oku mam pole dance, crossfit, może biegi górskie. Acro joga też wydaje się ciekawa. Nie rób takiej miny, pokażę ci w internecie, o czym mówię.
- Czyli do Ironmana się nie szykujesz? – upewnił się kuzyn.
- Może w następnym wcieleniu – zbyła go Malwina – Ale Ewelina podrzuciła mi inny pomysł: naukę okołotreningową.
- Słucham?
- Przed sprawdzianami siadam popołudniami przy biurku i próbuję kuć. Po godzinie, jak już nie mogę, idę na trening, najlepiej na dwór. Wracam, myję się, jem coś i przed snem powtarzam materiał jeszcze raz. Wchodzi lepiej niż przy parogodzinnych zmaganiach, no i śpi się później świetnie. Sprytne, nie?
- Nawet bardzo. Chyba będę musiał zastosować na sobie, bo im bliżej matur, tym stosunek powierzchni mojego mózgu do ilości informacji do przyswojenia jest bardziej niekorzystny.
- Polecam tę metodę. Dawaj, przejedziemy się jeszcze Nowym Światem na pierogi. Od tego śniegu wyglądasz już jak Święty Mikołaj – Malwina cyknęła mu zdjęcie smartfonem i wrzuciła na snapchata.

*

(Publikowania wpisów w Cinema City Zielona Góra jeszcze nie praktykowałam, zapach popcornu i wycieczki zmierzające na Jak wytresować smoka 2 nie ułatwiają skupienia. Jakbyście byli w okolicy polecam Palmiarnię i knajpę Zielona Jadłodajnia)

odcienie niebieskiego

- I jak ten? – Malwina obracała się wokół własnej osi z prędkością promu kosmicznego.
Krzysiek skrzywił się, gdy po raz setny tego dnia musiał oderwać wzrok od armii obcych, które miażdżył na PSP. To urządzonko kupił za zacne stypendium naukowe po pierwszej klasie gimnazjum i do dnia dzisiejszego jego rodzice traktowali je jako symbol nieodpowiedniego wychowania jedynego syna. Osiemnastolatek nadal chętnie ściągał nowe gierki, w które cisnął w różnych kryzysowych sytuacjach. Na przykład na zakupach z Malwiną.
- Chyba w porządku. A czym się różni od tego poprzedniego? – „I od całej reszty, którą już przymierzyłaś?” – dodał w domyśle.
- Ten jest turkusowy, a nie błękitny. I ma trzy rzędy guzików – Malwina zgięła ręce, żeby sprawdzić, czy jej wygodnie.
- Spróbuj mi wytłumaczyć, czemu tutaj jestem. Przecież pierwsza lepsza koleżanka z klasy lepiej ci doradzi. Z odcieni niebieskiego znam tylko „ciemny” i „jasny” – Krzysiek zacisnął powieki, chcąc się uchronić od nadmiaru kolorów.
- Już tłumaczę. Jesteś tu w ramach treningu – kuzynka przysiadła na skórzanej pufie z miną treserki psów – Żeby mieć dziewczynę, do czego póki co brakuje ci przede wszystkim dziewczyny, musisz umieć prawić komplementy. Osoby płci żeńskiej są z założenia niedowartościowane, więc wszelkie pozytywne opinie na temat ich wyglądu i ubioru są bardzo wskazane.
- Mam się rozwodzić o głębokim turkusie twojego płaszcza? Czy o wspaniałym asortymencie tego szmateksu? Co za gejostwo – Krzysiek ściszył głos pod karcącym spojrzeniem kobiety w ciąży, która przerzucała śpiochy w dużym koszu.
- Gejostwo czy nie, ale działa – Malwina wystawiła język.
- To czemu nikogo nie masz, specjalistko od związków? – trafił w czuły punkt, zresztą nie pierwszy raz.
- Ja... Jestem singielką z wyboru. W otwartym związku. Feministką – kuzynka strzelała na oślep.
- A bądź sobie kim chcesz. Przecież nie mówię serio. Po co się tak spieszyć?
- Żebym miała dla kogo się stroić. Biorę ten turkusowy – burknęła Malwina.

read me