Monday 26 January 2015

dwadzieścia znaków

- Na początku wakacji zarejestrowałam się na portalu randkowym, ale póki co nic z tego nie wynikło.
- No i dobrze. Co za ludzie, nie licząc ciebie oczywiście, w ogóle wchodzą na takie strony?
- Wielu absolwentów liceów o profilach ścisłych, którzy nigdy nie widzieli płci przeciwnej...
- Bo byli zbyt wpatrzeni w swoje kalkulatory? - dokończył Krzysiek, wcale nieurażony złośliwością kuzynki.
- Mhm.
- Myślałem raczej o pedofilach.
- Myślałeś o pedofilach? To dopiero jest chore.
- Wąż ci wlazł do buta, że masz taki jadowity dzień? Ale naprawdę byłbym ostrożny. Pamiętam te filmy edukacyjne z podstawówki, na których brodaci pięćdziesięciolatkowie zwabiali dziewczynki do swoich domów przez internet.
- Jezu, mam prawie siedemnaście lat. Jeżeli powstałyby jakieś zbereźne materiały z moim udziałem to liczę, że to już pornografia, nie pedofilia.
- Lepiej wcale nie licz. Czemu zaczęliśmy ten temat?
- A no właśnie! - puknęła się w głowę Malwina - Jak zakładałam konto na tej stronie, to w profilu wypełniało się różne pola o sobie.
- Przebyte choroby weneryczne?
- To tylko dla chętnych. W jednym miejscu trzeba było wpisać, co jest dla ciebie najważniejsze przy poznawaniu potencjalnego partnera, jaką cechę najbardziej cenisz. 
- To pewnie się rozpisałaś. 
- Niestety nie. Było ograniczenie do dwudziestu znaków.
- Randkowicze nie lubią za dużo czytać?
- Mniejsza z tym. Wiesz, jak trudno jest zawrzeć swoje wartości w dwudziestu znakach? Jestem ciekawa, jakbyś na to odpowiedział.
- Że umiejętność słuchania - rzucił Krzysiek bez wahania.
- Chyba wchodziłeś kiedyś na tę stronę, że tak szybko się zdeklarowałeś - Malwina popatrzyła na niego podejrzliwie - Czemu akurat to?
- Chyba dlatego, że jest mało powszechne. Niewiele osób potrafi słuchać, o rozumieniu nie wspominając. Paplanie łatwiej wychodzi. Nie uogólniałbym nawet, że to bardziej kobieca cecha.
- Myślisz, że umiem słuchać?
- Trochę umiesz. Tylko jak się rozemocjonujesz, to się zamykasz na wszystkie sygnały z zewnątrz.
- Mogę przełknąć taką ocenę. Niby tylko jedna rzecz, a całkiem wysoko stawia poprzeczkę.
- A ty co wpisałaś do tego pola? Że co cenisz w facetach?
- Duże bicepsy - kuzynka spiekła raka - Uznałam, że najpierw odsieję zaniedbanych fizycznie użytkowników, a wśród pozostałych będę szukać kogoś inteligentnego. 

***
(Za dużo Bridget Jones i później takie kwiatki wychodzą. Wróciłam z Krakowa, ale nie mam żadnych zdjęć, więc chyba wpis z tego nie powstanie, chociaż było b. fajnie i sporo rzeczy zrobiłam)

Saturday 17 January 2015

igrzyska puzonów

- Jako bierny palacz też mam dużą szansę na raka płuc - Krzysiek odgonił ręką dym sprzed nosa - Odpowiada ci rola wywoływaczki nowotworów?
Malwina z niewinną miną odpaliła drugiego papierosa od tego, którego właśnie kończyła.
- Jestem zestresowana, muszę się jakoś rozluźnić.
- Nie masz innych sposobów na nerwy?
- Mam dużo, ale lubię te prymitywne, szybko przynoszące ulgę. A czarne płuca pasują do konwencji Live fast, die young. Wolę umrzeć niepomarszczona.
- Krem sobie kup.
- Nie chcę kremu. Właśnie zanieśliśmy ostatnie pudła do twojego nowego pokoju. Nie masz już motywu, żeby wracać do Warszawy. Potrzebuję fajek na pociechę.
"A Ewelina?" - chciał zapytać kuzyn, ale uznał, że lepiej się powstrzymać.
- Ewelina nie będzie tęsknić? - dziewczyna jednak czytała w jego myślach.
- Zainstalowaliśmy sobie skajpa. Ewelina jest elastyczna.
- Umie nawet zrobić męski szpagat. Ta to ma życie.
- Każdy ma życie - zauważył Krzysiek.
- Chyba, że jest się przyrodą nieożywioną. Na przykład kamieniem.
- A jakie masz metody?
- Co?
- Na stres. Mówiłaś, że dużo.
- Aha, Ostatnio przypomniałam sobie taką z podstawówki. Żeby zająć czymś myśli, zmieniam słowo w tytułach filmów albo książek.
Krzysiek się skrzywił.
- Wiem, co sobie myślisz. Że wstawiam same wulgaryzmy. Ale ze zwykłymi słowami też jest fajnie. Weźmy na przykład puzon.
- Czemu akurat puzon? 
- Skrzypce są za bardzo charakterystyczne, a pianino zajmuje za dużo miejsca.
- To podaj przykład.
- Hmm... "Igrzyska puzonów", "Obcy kontra puzon", "Gwiezdne puzony".
- "Mechaniczny puzon", "Puzon chrzestny" - spróbował kuzyn.
- Jak już się wprawisz, można zamieniać tylko fragmenty wyrazów. Na przykład "Opowieści z Puzoniarni", "Puznonatrix".
- Albo na kilka sposobów: "Chłopaki nie puzon", "Puzony nie płaczą".
- Widzę, że załapałeś. 
- I zadziałało. Zapomniałem, o czym myślałem, nawet nie pamiętam już, gdzie idziemy.
- Ale na szczęście ja pamiętam. Do Kina Pod Baranami. Miałam wybrać film. Niestety nie było nic o puzonach.

Saturday 10 January 2015

tydzień bez gotowania - wegański catering YEStem

Kiedy trzy lata temu szukałam wegańskich posiłków z możliwością codziennego dowozu do szkoły lub domu, internet ział pustką. Kilka miesięcy temu, wpisując takie same słowa do wyszukiwarki, opcji było już co najmniej trzy. Z racji, że w liceum paradoksalnie spędzam sporo mniej czasu niż w gimnazjum, nie potrzebuję już jeść obiadu na korytarzu i catering nie jest mi tak potrzebny. Mimo to, zainteresowana urozmaiceniem swoich posiłków, zdecydowałam się wypróbować jedną z ofert. Padło na YEStem

YEStem to catering w 100% wegański i bezglutenowy, bez chemicznych dodatków i cukru. Głównym powodem, dla którego go wybrałam jest bezpłatna dostawa - nawet na moje osiedle mocno oddalone od centrum jedzenie na cały dzień było pod drzwiami około szóstej rano. Koszt pięciu posiłków to 75 złotych. Zdecydowałam się na opcję tygodniową, czyli pięć dni.

Pięć posiłków zawiera około 2000 kcal i składa się z 55% węglowodanów, 30% tłuszczu i 15% białka. Była to dla mnie pewna odmiana, bo jestem typowym węglowodanożercą i zdarza mi się jadać 70-80% cukrów. Obawiałam się, że będzie mnie ciągnąć do słodkiego. Jadłospis jest układany przez wegańską dietetyczkę, więc nie trzeba się specjalnie bać niedoborów.

A więc jak wygląda jedzenie od YEStem? W moim przypadku zwykle było tak:
śniadanie - pasta, surowe warzywa, dwa wafle ryżowe (najlepszym połączeniem było smarowidło z czerwonej soczewicy + ogórek kiszony, "łał" też przy paście pseudorybnej)
II. śniadanie - coś na słodko - galaretka, sałatka, duszone owoce, ciasto
obiad - różności, ale zachowana "polska" forma, czyli ziemniaki/ryż, coś w stylu kotleta plus surówka
podwieczorek - sałatka, jakaś warzywna przekąska, raz była zapiekana quinoa (zapamiętała mi się, zupełnie inaczej smakuje, świetna), rzadziej owoce
kolacja - zupa


plastry cukinii nadziewane pastą z pieczonej papryki
i wędzonego tofu + szczypiorek - przepyszne połączenie
kasza jaglana w formie ciasta, smak kakaowo-migdałowy,
dla mnie bardzo okej, chociaż dla osób przyzwyczajonych do
cukru byłoby zupełnie niesłodkie
brzydkie zdjęcie, ale obiad zacny - ziemniaki,
ryba (seler + nori + panierka, smakowało jak filet z Łeby),
surówka z czerwonej kapusty
burgery jaglano - fasolowe
z sosem pomidorowym (pod spodem),
brązowy ryż, surówka
galaretka owocowa ze
skórką pomarańczową
surówka z selera, jabłka, rodzynek i orzechów włoskich
(nie lubię selera, ale drobno starty z jabłkiem był spoko)
burgery z brukselki (nie zgadłabym, że tam była brukselka,
serio), brązowy ryż
sałatka do obiadu wyżej, z ciekawym sosem
brzoskwinie duszone z przyprawami, cytrusami i rodzynkami
(idealne jedzenie przed jogą, wersja z jabłkami
też byłaby super)
tak wyglądały śniadania. tutaj pasta rybna, która smakowała
bardziej łososiowo niż sam łosoś (wędzone tofu + nori)
to było boskie - pieczone ziemniaki, mizeria, gołąbki nadziewane
ryżem w jakimś sosie o kokosowym posmaku
obiad ostatniego dnia pozostawił dobre wspomnienia w żołądku.
kasza jaglana z leczo pomidorowym z warzywami (bakłażan
był ekstremalnie pyszny, nigdy go sama nie przyrządzałam),
surówka z kapusty
Tymi pięcioma posiłkami można się spokojnie najeść, ale porcje są na tyle nieduże, że nie czułam się wzdęta ani ociężała. Opakowania można podgrzewać w mikrofali, której nie posiadam, więc niektóre rzeczy jadłam na zimno. Najpyszniejsze według mnie były obiady, bardzo zróżnicowane. Najmniejsze wrażenie zrobiły śniadania - często robię w domu różne pasty i nie było to takie odkrycie, poza tym rano zawsze jestem głodna i po takim małym pudełeczku zaraz jadłam kolejny posiłek :p. Fajnym pomysłem są zupy na kolacje - na co dzień ich praktycznie nie jadam, nie przepadam, ale te były gęste, dobrze doprawione (ale mało fotogeniczne, więc nie załapały się na zdjęcia). 
Zmysł estetyczny też miałam zaspokojony, bo wszystko było ładnie podane, pudełeczka podpisane, plus dostaje się kartkę z wydrukowanym menu (jakby ktoś się nie zorientował, co je). Przez te pięć dni pochłonęłam dużo więcej warzyw niż zwykle, trochę produktów, które normalnie omijam (seler, koperek, szczypiorek, bakłażan), sporo surowizny. Pięć mniejszych porcji zamiast moich typowych trzech - czterech gigaposiłków również było jakąś odmianą. Jedyny minus częstego jedzenia to to, że trzeba wszędzie wychodzić z prowiantem i ciężej zaplanować sobie dzień.

Ogólnie poleciłabym ten catering osobom, które trochę już "siedzą" w zdrowym odżywianiu i docenią użycie czarnego sezamu, agaru czy świeżych warzyw i nie będą cierpieć z powodu braku przetworzonego jedzenia. Dla ludzi, którzy chcą przejść na roślinną dietę to dobra opcja, jeśli mają sporo pieniędzy i nie lubią gotować. W przyszłości, gdy nadarzy się konieczność/okazja, chętnie jeszcze raz skorzystam z oferty YEStem.

Monday 5 January 2015

dlaczego marzenia nie zawsze się spełniają? - postanowienie noworoczne od stóp do głów

Nie jestem ani wielką fanką, ani przeciwniczką robienia długiej jak rolka papieru toaletowego listy zmian, które chcemy wprowadzić od pierwszego stycznia. Bardziej interesuje mnie, dlaczego po-sylwestrowy skok motywacji często nie starcza na spełnienie nawet jednego postanowienia. Weźmy klasyczny przykład: Nie będę jadła słodyczy. Proste zdanie, które ma w głowie niejedna pani przejedzona po świętach. Patrząc na takie postanowienie wydaje się, że jego realizacja jest prosta: przestać kupować i szamać słodkie, może docelowo osiągnąć jeszcze superzgrabną figurę.

Czy to naprawdę tyle? Zaczynając walkę ze słodyczami weź pod uwagę:

1) co zjesz zamiast - poszukaj w supermarketach ciastek słodzonych stewią, syropem z agawy albo ksylitolem (ten ostatni podobno ma dobry wpływ na zęby). Wybieraj słodycze, które mają jakiś wartościowy składnik - orzechy, płatki owsiane, sezam. Przestawiaj się stopniowo na czekoladę z coraz wyższą zawartością kakao. Spróbuj lukrecji zamiast cukierków. Kiedy przyzwyczaisz się do "eko" słodkości, możesz zacząć zaspokajać chętki na deser świeżymi i suszonymi owocami. Moimi faworytami są tureckie daktyle. Nawet jeśli nie obetniesz kalorii (za tabliczkę czekolady dostaniesz około 200g daktyli), to dostarczysz sobie dużo więcej witamin i minerałów.


2) ciężkie chwile w sklepach - stoisz przy kasie z koszykiem pełnym warzyw, kolejka jest długa, a ktoś złośliwie ustawił Marsy tuż pod Twoim nosem. Jak tu się nie skusić? Zanim sięgniesz, weź głęboki oddech. Noś w torebce drobne przekąski i podjadaj je, gdy osaczą Cię batony. Nie chodź po zakupy głodna, bo będziesz bardziej łasa na cukier.

3) zajęcia zastępcze - pomyśl, w jakich sytuacjach sięgasz po słodycze. Zmęczenie, ciężki dzień w pracy, kłótnia z przyjaciółką, nuda? Jeżeli nie jest to prawdziwy głód, nie karm emocji cukrem. Obejrzyj odcinek ulubionego serialu, weź psa na spacer albo zwierz się chłopakowi. Przy długotrwałych problemach bardziej sprawdzi się pisanie pamiętnika, prośba o pomoc czy wizyta u psychologa, nie kolejny kubełek lodów.

4) reakcje w różnych sytuacjach - Wigilia w pracy, obiad u mamy, urodziny, wyjście do miasta, wypieki koleżanki... Skoro chcesz pozostać niewzruszona zaplanuj, co odpowiesz, gdy spotka Cię jeden z powyższych scenariuszy.

5) motywacja - właściwie dlaczego nie chcesz jeść słodyczy? Masz nadwagę, problemy z cerą, a może po prostu naśladujesz postanowienia znajomych? Czujesz się uzależniona czy masz ochotę na ciasto tylko od czasu do czasu? Analizując sprawę, możesz utwierdzić się w swoim postanowieniu albo wręcz przeciwnie - uznać, że słodycze nie są Twoim problemem i marzysz o czymś zupełnie innym.

Jak widać na tym przykładzie, warto poświęcić swojemu postanowieniu więcej niż jedną linijkę w zeszycie. Zastanowić się, wyobrazić sobie różne sytuacje, zmotywować się odpowiednimi hasłami, wpisywać nowe cele do kalendarza i na listę zakupów. Chyba, że po drodze odkryliśmy inne sprawy, którymi wolimy się zająć.

read me