Saturday 10 January 2015

tydzień bez gotowania - wegański catering YEStem

Kiedy trzy lata temu szukałam wegańskich posiłków z możliwością codziennego dowozu do szkoły lub domu, internet ział pustką. Kilka miesięcy temu, wpisując takie same słowa do wyszukiwarki, opcji było już co najmniej trzy. Z racji, że w liceum paradoksalnie spędzam sporo mniej czasu niż w gimnazjum, nie potrzebuję już jeść obiadu na korytarzu i catering nie jest mi tak potrzebny. Mimo to, zainteresowana urozmaiceniem swoich posiłków, zdecydowałam się wypróbować jedną z ofert. Padło na YEStem

YEStem to catering w 100% wegański i bezglutenowy, bez chemicznych dodatków i cukru. Głównym powodem, dla którego go wybrałam jest bezpłatna dostawa - nawet na moje osiedle mocno oddalone od centrum jedzenie na cały dzień było pod drzwiami około szóstej rano. Koszt pięciu posiłków to 75 złotych. Zdecydowałam się na opcję tygodniową, czyli pięć dni.

Pięć posiłków zawiera około 2000 kcal i składa się z 55% węglowodanów, 30% tłuszczu i 15% białka. Była to dla mnie pewna odmiana, bo jestem typowym węglowodanożercą i zdarza mi się jadać 70-80% cukrów. Obawiałam się, że będzie mnie ciągnąć do słodkiego. Jadłospis jest układany przez wegańską dietetyczkę, więc nie trzeba się specjalnie bać niedoborów.

A więc jak wygląda jedzenie od YEStem? W moim przypadku zwykle było tak:
śniadanie - pasta, surowe warzywa, dwa wafle ryżowe (najlepszym połączeniem było smarowidło z czerwonej soczewicy + ogórek kiszony, "łał" też przy paście pseudorybnej)
II. śniadanie - coś na słodko - galaretka, sałatka, duszone owoce, ciasto
obiad - różności, ale zachowana "polska" forma, czyli ziemniaki/ryż, coś w stylu kotleta plus surówka
podwieczorek - sałatka, jakaś warzywna przekąska, raz była zapiekana quinoa (zapamiętała mi się, zupełnie inaczej smakuje, świetna), rzadziej owoce
kolacja - zupa


plastry cukinii nadziewane pastą z pieczonej papryki
i wędzonego tofu + szczypiorek - przepyszne połączenie
kasza jaglana w formie ciasta, smak kakaowo-migdałowy,
dla mnie bardzo okej, chociaż dla osób przyzwyczajonych do
cukru byłoby zupełnie niesłodkie
brzydkie zdjęcie, ale obiad zacny - ziemniaki,
ryba (seler + nori + panierka, smakowało jak filet z Łeby),
surówka z czerwonej kapusty
burgery jaglano - fasolowe
z sosem pomidorowym (pod spodem),
brązowy ryż, surówka
galaretka owocowa ze
skórką pomarańczową
surówka z selera, jabłka, rodzynek i orzechów włoskich
(nie lubię selera, ale drobno starty z jabłkiem był spoko)
burgery z brukselki (nie zgadłabym, że tam była brukselka,
serio), brązowy ryż
sałatka do obiadu wyżej, z ciekawym sosem
brzoskwinie duszone z przyprawami, cytrusami i rodzynkami
(idealne jedzenie przed jogą, wersja z jabłkami
też byłaby super)
tak wyglądały śniadania. tutaj pasta rybna, która smakowała
bardziej łososiowo niż sam łosoś (wędzone tofu + nori)
to było boskie - pieczone ziemniaki, mizeria, gołąbki nadziewane
ryżem w jakimś sosie o kokosowym posmaku
obiad ostatniego dnia pozostawił dobre wspomnienia w żołądku.
kasza jaglana z leczo pomidorowym z warzywami (bakłażan
był ekstremalnie pyszny, nigdy go sama nie przyrządzałam),
surówka z kapusty
Tymi pięcioma posiłkami można się spokojnie najeść, ale porcje są na tyle nieduże, że nie czułam się wzdęta ani ociężała. Opakowania można podgrzewać w mikrofali, której nie posiadam, więc niektóre rzeczy jadłam na zimno. Najpyszniejsze według mnie były obiady, bardzo zróżnicowane. Najmniejsze wrażenie zrobiły śniadania - często robię w domu różne pasty i nie było to takie odkrycie, poza tym rano zawsze jestem głodna i po takim małym pudełeczku zaraz jadłam kolejny posiłek :p. Fajnym pomysłem są zupy na kolacje - na co dzień ich praktycznie nie jadam, nie przepadam, ale te były gęste, dobrze doprawione (ale mało fotogeniczne, więc nie załapały się na zdjęcia). 
Zmysł estetyczny też miałam zaspokojony, bo wszystko było ładnie podane, pudełeczka podpisane, plus dostaje się kartkę z wydrukowanym menu (jakby ktoś się nie zorientował, co je). Przez te pięć dni pochłonęłam dużo więcej warzyw niż zwykle, trochę produktów, które normalnie omijam (seler, koperek, szczypiorek, bakłażan), sporo surowizny. Pięć mniejszych porcji zamiast moich typowych trzech - czterech gigaposiłków również było jakąś odmianą. Jedyny minus częstego jedzenia to to, że trzeba wszędzie wychodzić z prowiantem i ciężej zaplanować sobie dzień.

Ogólnie poleciłabym ten catering osobom, które trochę już "siedzą" w zdrowym odżywianiu i docenią użycie czarnego sezamu, agaru czy świeżych warzyw i nie będą cierpieć z powodu braku przetworzonego jedzenia. Dla ludzi, którzy chcą przejść na roślinną dietę to dobra opcja, jeśli mają sporo pieniędzy i nie lubią gotować. W przyszłości, gdy nadarzy się konieczność/okazja, chętnie jeszcze raz skorzystam z oferty YEStem.

1 comment:

  1. Wow, bardzo zachęcająco brzmi to wszystko! Chętnie wykorzystam inspiracje w swoim weekendowym gotowaniu (w tygodniu nie mam czasu na cuda na kiju).

    ReplyDelete

- Co robi traktor u fryzjera?
- Warkocze.

read me