YEStem to catering w 100% wegański i bezglutenowy, bez chemicznych dodatków i cukru. Głównym powodem, dla którego go wybrałam jest bezpłatna dostawa - nawet na moje osiedle mocno oddalone od centrum jedzenie na cały dzień było pod drzwiami około szóstej rano. Koszt pięciu posiłków to 75 złotych. Zdecydowałam się na opcję tygodniową, czyli pięć dni.
Pięć posiłków zawiera około 2000 kcal i składa się z 55% węglowodanów, 30% tłuszczu i 15% białka. Była to dla mnie pewna odmiana, bo jestem typowym węglowodanożercą i zdarza mi się jadać 70-80% cukrów. Obawiałam się, że będzie mnie ciągnąć do słodkiego. Jadłospis jest układany przez wegańską dietetyczkę, więc nie trzeba się specjalnie bać niedoborów.
A więc jak wygląda jedzenie od YEStem? W moim przypadku zwykle było tak:
śniadanie - pasta, surowe warzywa, dwa wafle ryżowe (najlepszym połączeniem było smarowidło z czerwonej soczewicy + ogórek kiszony, "łał" też przy paście pseudorybnej)
II. śniadanie - coś na słodko - galaretka, sałatka, duszone owoce, ciasto
obiad - różności, ale zachowana "polska" forma, czyli ziemniaki/ryż, coś w stylu kotleta plus surówka
podwieczorek - sałatka, jakaś warzywna przekąska, raz była zapiekana quinoa (zapamiętała mi się, zupełnie inaczej smakuje, świetna), rzadziej owoce
kolacja - zupa
plastry cukinii nadziewane pastą z pieczonej papryki i wędzonego tofu + szczypiorek - przepyszne połączenie |
kasza jaglana w formie ciasta, smak kakaowo-migdałowy, dla mnie bardzo okej, chociaż dla osób przyzwyczajonych do cukru byłoby zupełnie niesłodkie |
brzydkie zdjęcie, ale obiad zacny - ziemniaki, ryba (seler + nori + panierka, smakowało jak filet z Łeby), surówka z czerwonej kapusty |
burgery jaglano - fasolowe z sosem pomidorowym (pod spodem), brązowy ryż, surówka |
galaretka owocowa ze skórką pomarańczową |
surówka z selera, jabłka, rodzynek i orzechów włoskich (nie lubię selera, ale drobno starty z jabłkiem był spoko) |
burgery z brukselki (nie zgadłabym, że tam była brukselka, serio), brązowy ryż |
sałatka do obiadu wyżej, z ciekawym sosem |
brzoskwinie duszone z przyprawami, cytrusami i rodzynkami (idealne jedzenie przed jogą, wersja z jabłkami też byłaby super) |
tak wyglądały śniadania. tutaj pasta rybna, która smakowała bardziej łososiowo niż sam łosoś (wędzone tofu + nori) |
to było boskie - pieczone ziemniaki, mizeria, gołąbki nadziewane ryżem w jakimś sosie o kokosowym posmaku |
obiad ostatniego dnia pozostawił dobre wspomnienia w żołądku. kasza jaglana z leczo pomidorowym z warzywami (bakłażan był ekstremalnie pyszny, nigdy go sama nie przyrządzałam), surówka z kapusty |
Zmysł estetyczny też miałam zaspokojony, bo wszystko było ładnie podane, pudełeczka podpisane, plus dostaje się kartkę z wydrukowanym menu (jakby ktoś się nie zorientował, co je). Przez te pięć dni pochłonęłam dużo więcej warzyw niż zwykle, trochę produktów, które normalnie omijam (seler, koperek, szczypiorek, bakłażan), sporo surowizny. Pięć mniejszych porcji zamiast moich typowych trzech - czterech gigaposiłków również było jakąś odmianą. Jedyny minus częstego jedzenia to to, że trzeba wszędzie wychodzić z prowiantem i ciężej zaplanować sobie dzień.
Ogólnie poleciłabym ten catering osobom, które trochę już "siedzą" w zdrowym odżywianiu i docenią użycie czarnego sezamu, agaru czy świeżych warzyw i nie będą cierpieć z powodu braku przetworzonego jedzenia. Dla ludzi, którzy chcą przejść na roślinną dietę to dobra opcja, jeśli mają sporo pieniędzy i nie lubią gotować. W przyszłości, gdy nadarzy się konieczność/okazja, chętnie jeszcze raz skorzystam z oferty YEStem.
Wow, bardzo zachęcająco brzmi to wszystko! Chętnie wykorzystam inspiracje w swoim weekendowym gotowaniu (w tygodniu nie mam czasu na cuda na kiju).
ReplyDelete