Wednesday 14 September 2016

dziwne wegańskie produkty - czego warto spróbować?

Polskie sklepy bio, supermarkety, a nawet osiedlowe spożywczaki (o internecie nie wspominając) coraz częściej wypełniają się różnymi wegańskimi produktami. Kiedy już ogarniemy problemy typu "Boże, ile to kosztuje?!", "Czy to się je/pije/wsmarowuje w twarz?" albo "Jak to się wymawia?" (quinoa i kombucha to moje ulubione tytuły), pora podjąć decyzję, którą cudowność kupić i spożywać. Poniżej opisuję kilka produktów (nie tych najbardziej wymyślnych i najdroższych, ale nadal nieznanych przez przeciętną osobę), które próbowałam i ze szczerego serca polecam albo odradzam.

Polecam
1) tofu i tempeh - oba nazwałabym sojowymi pseudoserami. Tofu, samo w sobie praktycznie pozbawione smaku, jest dobrą bazą do deserów (kremy, lody, masa do ciasta) albo słonych past kanapkowych. Jeżeli nie lubimy się bawić w przyprawianie, warto kupić te produkty w formie marynowanej lub wędzonej i dodawać do makaronu czy sałatki (ostatnio na dobre tofu trafiłam nawet w Rossmannie).
2) karob - mniej gorzki i bezkofeinowy zastępnik kakao. Bardzo lubię używać go do owsianki, budyniu czy ciastek. Mus karob + awokado + daktyle też jest niczego sobie.
3) płatki drożdżowe - nieaktywna forma drożdży (tzn nie urosną niespodziewanie w żołądku) o słonym, serowym smaku. Posyp nimi cokolwiek, a stanie się jadalne i przypominające pizzę.

Mieszane uczucia
1) parówki i jogurty sojowe - bardzo przypominają "prawdziwą" wersję tych produktów, więc jeśli tęsknisz za tymi smakami, próbuj śmiało. Mnie jogurty bardzo posmakowały (a przed weganizmem skręcało mnie na widok jogurtu naturalnego), a za parówkami średnio przepadam, bo czuć je głównie solą i chemią (czyli podobnie jak mięsne).
2) chia - nasiona szałwii hiszpańskiej, czyli bardziej hipsterskie siemię lniane (ma dużo tłuszczu, w tym omega-3). Podobnie jak tofu jest bez smaku, po wymieszaniu z mlekiem roślinnym i owocami tworzy fajny pudding, ale ilość potraw możliwych do zrobienia z chia wydaje mi się bardzo ograniczona.
3) natto - kolejna forma sfermentowanej soi o intensywnym zapachu i smaku. Niektórzy porównują go do starych skarpet, mi przypomina bardziej chipsy Cheetos (próbowaliście kiedyś je powąchać?). Jako dodatek np do sushi moim zdaniem może się dobrze sprawdzić, ale póki co w niewielu miejscach jest dostępny.

Nie polecam
1) ser wegański - jadalny, ale mocno rozczarowujący. Nie ciągnie się, za to pierwszorzędnie przykleja się do zębów i zostawia w ustach mydlany posmak (jak ktoś nie próbował mydła, to taniej kupić kostkę w drogerii). Pizza bez żadnego sera smakuje dużo lepiej niż z tym wynalazkiem.
2) miso - znawcy wschodniej kuchni zadźgaliby mnie pałeczkami, ale ja nie mogę tego jeść. Pasta sojowa o zapachu starych grzybów i bardzo intensywnym smaku, który w zupie zabija wszystko inne.
3) spirulina - czyli sproszkowana kocia karma (oficjalnie jest to glon o dużej zawartości białka). Tego smaku i zapachu nie da się przykryć nawet stertą dojrzałych bananów. Jeśli ktoś pije to regularnie, podziwiam za silny charakter i motywację.

To kilka produktów, które co jakiś czas pojawiają się na moim talerzu. Nie jestem na bieżąco z nowinkami, więc jeśli znacie jeszcze coś ciekawego, co warto przetestować, dajcie znać.

read me