Sunday 17 February 2013

niszczyciel wymówek - youtube zrobi z Ciebie sportowca

Jednym z głównych powodów, jakie ludzie sobie wynajdują, żeby nie daj Boże nie musieć opuszczać kanapy, jest Nie mam pieniędzy na sprzęt/karnet na zajęcia, ewentualnie Nie mam gdzie ćwiczyć. Drugi tekst w Warszawie raczej nie przejdzie, bo jakaś siłownia znajdzie się nawet w dzielnicach uznawanych za kompletne zadupia. Jeśli jednak mieszkamy w małej miejscowości zdominowanej przez emerytów i dziki w lesie, może się to wydawać problemem. Ponad to wierzę, że na przykład przeciętny student dwie stówy wyda prędzej na napoje wysokoprocentowe (walę stereotypami, no wiem) niż na miesięczną wejściówkę do klubu fitness. Ale nie mam zamiaru oczerniać biednych, leniwych czy żyjących na peryferiach, bo cel w tym żaden. Z początkiem roku, gdy miałam sporo wolnych dni, przy okazji buszowania na youtube doznałam życiowego olśnienia: w Internecie też są treningi! Żeby nie wypaplać czegoś o innych brakach w swojej inteligencji, przejdę do konkretnych kanałów, na które warto zajrzeć. 

1) BeFiT - ponad czterysta (!) filmików, głównie amerykańskich trenerek i trenerów. W większości są to kilkuminutowe treningi, ale wygrzebiemy też takie półgodzinne. Można tu znaleźć foldery z zestawami cardio, pilatesu, jogi, z elementami tanecznymi, rzeźbiącymi pośladki albo wspomagającymi hodowanie sześciopaku. Dużo treningów z Jillian Michaels (uwielbiam tę kobietę), Denise Austin czy Jane Fonda.

2) Fitness Blender - około trzystu pięćdziesięciu filmików dla fanów sapania i pocenia się.  Zestawy ćwiczeń od kilku minut do nawet półtorej godzinnych wyzwań. Część z nich wymaga bardziej specjalistycznego sprzętu (kettlebells, ciężarki itp.). Mamy do wyboru pilates, cardio na spalanie tłuszczu, treningi na budowanie masy mięśniowej, workouty na poszczególne części ciała oraz moje ulubione HIIT-y (interwały o wysokiej intensywności z  mnóstwem pompek, przysiadów i wyskoków). Większość filmików zawiera rozgrzewkę, a niektóre także schłodzenie i rozciąganie.

3) BodyRockTv - strona popularnej w ostatnim czasie (chyba głównie ze względu na niesamowicie umięśniony brzuch ;) Zuzany Light (przeczytacie o niej choćby tu czy tu). Niecałe trzydzieści filmików pokazuje jak poprawnie wykonywać poszczególne ćwiczenia bądź całe zestawy. Zuzka to autorka ZWOW-ów i ZWOD-ów, czyli w tłumaczeniu treningu tygodnia i dnia

4) Ewa Chodakowska - dla patriotów - kanał naszej rodaczki. Kilkanaście szok treningów (średnio sześciominutowych) można łączyć ze sobą w różnych konfiguracjach. Ćwiczymy pod okiem ekipy z Dzień Dobry TVN.

To tylko garść przykładów - moje sportowe poszukiwania dopiero się zaczynają. Polecacie jakieś inne kanały? Których trenerów najbardziej lubicie/przeklinacie?

Sunday 10 February 2013

warzywniak z kulturą - sztuka nie jest nam obca

zdjęcia:
Galeria aTAK
Bochenska Gallery
Instytut Słowacki

filmik: Instytut Słowacki, podkład muzyczny "The Bad Touch"

pomysł i uczestnictwo: Michalina Chwalisz
pomoc: Ryszard Chwalisz (lat 8)
fotograf i operator kamery: Joanna Chwalisz (matka)

Kultura nie jest nam obca - sztuka dla wszystkich stworzeń
Ideą zdjęć było wprowadzenie nietypowych stworów do galerii sztuki. Upodobniliśmy się do zwierząt i kosmitów za pomocą własnoręcznie zrobionych masek. Zarówno jako ludzie, jak i jako obcy mogliśmy podziwiać dzieła i czuliśmy się w miejscach kultury mile widziani. Po wycieczce nasunęła się optymistyczna konkluzja, że sztuka jest dla wszystkich, każdy odmieniec znajdzie w niej coś dla siebie. Video to parodia filmów gangsterskich - włamanie się dzikich zwierząt do galerii sztuki i konspiracyjna kradzież dokumentów.
Galeria aTAK
Instytut Słowacki
Bohenska Gallery
Instytut Słowacki
Galeria aTAK
Instytut Słowacki

Po co to wszystko? 
Postanowiłam w czasie ferii wziąć udział w akcji Warzywniak z kulturą (link), która miała na celu "wkręcenie" młodych ludzi w kulturę i wypromowanie mniej znanych warszawskich galerii sztuki. Każda osoba (lub grupa) za wypełnienie zadania mogła otrzymać bilety do kina. Nie żałuję ani minuty spędzonej na szukaniu i fotografowaniu zleconych miejsc, a dobieranie masek i pozowanie w nich okazało się niezłym, niestandardowym sposobem na spędzenie wolnych dni. 

Friday 1 February 2013

najpiękniejsza osoba na świecie.


Z serii Perypetie Autobusowe

            Z racji, że moje życie odbywa się głównie w autobusach naturalną rzeczą jest fakt, że to właśnie tam zobaczyłam najpiękniejszą osobę na świecie. Tym razem środkiem transportu był stary egzemplarz linii E-8, który w zamierzchłych czasach jeździł jeszcze do metra Marymont, a nie do peryferyjnych Młocin. Trudno jest mi określić ramy chronologiczne tego wiekopomnego wydarzenia – jestem tylko pewna, że poranek przypominał bardziej noc (czyli zima) i że wyruszyłam jak co dzień do gimnazjum (czyli zeszły rok szkolny).
            Już na drugim przystanku E-8 był solidnie wypchany. Z trudem umieściłam swoje ciało z przodu pojazdu, w pobliżu dwóch siedzeń i chwyciłam się kurczowo lodowatej barierki. Kilka minut trwałam w fazie REM, patrząc mętnym wzrokiem gdzieś za zaparowane szyby. Przerzucając wzrok na pasażerów, zobaczyłam ją.
            Ona, jak kto bystrzejszy pewnie się domyślił, była dziewczyną. Siedziała przy oknie. Nie mogła mieć więcej niż dwadzieścia kilka lat. W pierwszej kolejności rzucała się w oczy jej skóra. Biała. Bardziej w odcieniu papieru niż pasty do zębów. Lekko skośne oczy o migdałowym kształcie, jak naszkicowane twardym ołówkiem. Jasne rzęsy, jasne brwi, jasne usta. Cała wydawała się długa i wąska – przez owalną twarz i prosty nos, ale głównie ze względu na dłonie pianistki. Każdy palec sprawiał wrażenie lekko naciągniętego, jakby na tę część ciała natura przydzieliła jej więcej tkanki. Wszystkie paznokcie były bladoróżowymi, identycznymi, ściętymi elipsami, bez śladów lakierów, odżywek, nienaruszone obgryzaniem – idealne.
            Miała na sobie dużą, szarą, dzierganą czapkę oraz szalik, chyba z tego samego kompletu. Pierwszy element garderoby uniemożliwiał zobaczenie choćby pasma włosów, równie dobrze mogła być łysa. Gładka i napięta skóra prawdopodobnie nigdy nie miała styczności z kosmetykami. Twarz była jak płótno, które chce się zawiesić na ścianie i podziwiać bez wcześniejszego muśnięcia pędzlem.
            Jeśli chodzi o typ urody, obstawiałabym jej pochodzenie na skandynawskie, chociaż nie pasowałaby do Ikei. Siedziała spokojnie, patrząc łagodnymi, ciemnobrązowymi tęczówkami przed siebie. Prawie raniły mnie jej ostre, wysoko osadzone kości policzkowe. Dłonie ułożyła na bawełnianej torbie, a po chwili przymknęła oczy. Było mi to na rękę, bo teraz jawnie mogłam się w nią wpatrywać.
            Wyraz twarzy dziewczyny nie wyrażał żadnych intensywnych emocji. Trwała zawieszona w tym momencie między świadomością a snem. Z łagodną rezygnacją dawała się ponieść fali, której nie czułam. Była Buddą, wtopionym w tło, ale jednocześnie świecącym jasną poświatą. Nie wiedziałam, co pojawiło się w jej głowie – też chciałam tego doświadczyć, przycupnąć obok i przez moment zatopić się w nirwanie.
            Autobus z chrzęstem zahamował. Wypłynęłam z niego, pchana przez znerwicowane tłumy. Nigdy więcej jej nie zobaczyłam, chociaż może właśnie widzę ją przez cały czas.


historia wydarzyła się naprawdę, podczas porannej podróży do szkoły, zima 2011

read me