Trudno zaprzeczyć, że joga w Polsce (a może i we wszystkich krajach zachodnich) to bardziej połączenie gimnastyki rehabilitacyjnej, fitnessu i technik relaksacyjnych niż duchowa praktyka. Czy prowadzenie dzienniczka (jak jakiś kurczę biegacz albo kulturysta) nie sprowadza asan do zupełnie prymitywnego, fizycznego poziomu? Moim zdaniem nie.
Ogólne założenie treningowych notatek to monitorowanie swoich postępów i wprowadzanie poprawek, jeśli jest taka potrzeba. A przecież w jodze też ma się jakieś cele, coś boli, nie wychodzi, raz idziemy dalej, a raz się cofamy. Większe zwracanie uwagi na swoją praktykę i to, co ciało skomli podczas stania na głowie na pewno przyniesie pozytywne efekty.
Co zawrzeć w takim dzienniku? Zrobiłam w excelu prosty schemat jako przykład:
Intencja sformułowana przed rozpoczęciem ćwiczeń to nie byle co. Może na pytanie o sens życia w ten sposób odpowiedzi nie uzyskamy, ale według mnie lepiej się praktykuje z jakimś mottem z tyłu głowy. Kategorię myśli dedykuję sobie, bo na zajęciach mam taką chaotyczną plątaninę skojarzeń, wspomnień, planów czy zadań do wykonania, że często w ogóle nie jestem świadoma tego, co robię. Aż się śmieję, jak próbuję skojarzyć, o czym dziś myślałam.
Po powyższej tabelce mogę stwierdzić, że ostatnio wzmocniły mi się mięśnie ud, że powinnam bardziej skupiać się na oddechu i nie dawać się przygnębiającej pogodzie ;).
Żadnych poważniejszych kontuzji (odpukać) nigdy nie miałam, ale wszelkie problemy zdrowotne (przykurcze, zwichnięcia, urazy itp.) również warto uwzględnić i obserwować, co się dzieje podczas praktyki.
Prozaiczne notowanie nie musi być przeszkodą do samadhi, wręcz przeciwnie ;). Obserwujecie się na jodze czy raczej koncentrujecie się na metafizycznych aspektach?