Thursday 31 October 2013

spis wege knajp w Warszawie

Bycie (bogatą ;) weganką w Warszawie nie jest trudne. Czuję się rozpieszczona ilością miejsc, w jakie mogę pójść i różnorodnością dań, które czekają na spróbowanie. Zdarza mi się recenzować różne knajpy, ale tym razem zrobiłam po prostu suchą listę. Dla siebie, rodziny i znajomych oraz osób zaglądających na tego bloga. Jeśli (jak zwykle) nie będę mogła się zdecydować, gdzie chcę się wybrać na weekendową wyżerkę, zerknę sobie tutaj. Jest to otwarty wpis, to znaczy mam zamiar go aktualizować, kiedy pojawi się coś nowego. Proszę też Was o wrzucanie swoich propozycji, gdyby zdarzyło mi się o czymś nie wiedzieć (chociaż to czysto hipotetyczna sytuacja - gdzie wege jedzenie, tam i ja). Biorę pod uwagę tylko miejsca typowo wegetariańskie lub wegańskie, bo nie lubię bawić się w molestowanie obsługi pytaniami o skład potraw i tłumaczenie, że niestety ryb także nie jadam. Większość z poniższych knajp ma swoje strony facebookowe z aktualnym menu, warto zajrzeć.

     v  Cukiernie
     Ø  Dolce & Vegan (ul. Marszałkowska 115)


v  Indyjskie
Ø  Vega (al. Jana Pawła II 36c)
Ø  Govinda Veg (ul. Nowogrodzka 15)

v  Wietnamskie
Ø  Loving Hut (al. Jana Pawła II 41a/18)
Ø  Au Lac (ul. Chmielna 10)

v  Stołówki/bary
Ø  Green Way (Wola Park, ul. Górczewska 124)
Ø  Green (ul. Szpitalna 6)
Ø  Green Peas (ul. Szpitalna 5)
Ø  SmaczneGo (ul. Wspólna 54a)

v  Marokańskie (hummus & falafel)
Ø  Tel-Aviv (ul. Poznańska 11)
Ø  Marrakesh Café (al. Jerozolimskie 123a)
Ø  Laflaf (ul. Marszałkowska 68/70)
Ø  Mezze (ul. Różana 1a)

v  Fast food
Ø  Krowarzywa (ul. Hoża 42)
Ø  Café Tygrys (ul. Chmielna 10a)

v  Kawiarnio – lunchownie
Ø  Kępa Cafe (ul. Finlandzka 12a)
Ø  W Gruncie Rzeczy (ul. Hoża 62)
Ø  Mysa (ul. Wilcza 40)
Ø  Kubek I Ołówek (ul. Kredytowa 8)
Ø Gruszki Pietruszki (ul. Garbarska 3/5)

v  Restaurancje
Ø  Veg Deli (ul. Radna 14)
Ø Fit and Green (ul. Krakowskie Przedmieście 5) 

v  Inne
Ø  Vege Miasto (Al. Solidarności 60A)
Ø  Lokal Margines (ul. Krucza 23/31)

Sunday 27 October 2013

czego słucham jak już czegoś słucham

Niedługo po założeniu konta na ask.fm dostałam pytanie o to, jakiej muzyki słucham. Faktycznie nie piszę o tym w ogóle na blogu. Chyba dlatego, że nie uważam muzyki za jakąś kluczową część swojego życia, mogę się przez dłuższy czas bez niej obejść. Co nie znaczy, że nie lubię czasem sobie pośpiewać, potańczyć albo podłożyć jakiejś ścieżki dźwiękowej pod swoją codzienność. No i zaczęłam niedawno rapować (proszę się nie śmiać), więc teraz patrzę na inne teksty jako na potencjalną inspirację. Polecam też tłumaczenie albo naukę piosenek w ramach szlifowania języków obcych - zdarza mi się w ten sposób podłapywać słówka z angielskiego. Poza tym mam obecnie w liceum radiowęzeł, więc nie muszę łazić na przerwach z własną empeczwórką. 
Podrzucam Wam garść utworów, które się do mnie przyczepiły w październiku. Oczywiście filmiki nie są moją własnością, podkradzione z youtube.







Powyższe piosenki to głównie nowości na mojej playliście, bo niektóre utwory wałkuję nieprzerwanie od pięciu lat. Zapraszam również na swój raczkujący last.fm.

Saturday 19 October 2013

w berecie czy w skórzanych spodniach - warto zajrzeć na Targ Śniadaniowy na Żoli


Nogi zaniosły mnie dzisiaj na Targ Śniadaniowy przy Alei Wojska Polskiego. Trafić nie było trudno, bo w pobliżu kręciło się sporo ludzi z siatkami albo kawą w papierowych kubkach. Miejsce od razu przypadło mi do gustu, głównie ze względu na duże zróżnicowanie stoisk i klientów. Zakupy robiły tu starsze panie w kożuszkach i beretach, hipsterzy w skórzanych spodniach, małżeństwa z blokowisk i rodziny z dziećmi w wózkach. Jak sama nazwa eventu wskazuje, chodzi głównie o jedzenie. Ale wybór jest nie byle jaki. Od pędów kiełbasy i białych serów, przez holenderskie wafle, tureckie pity, aż do zielonych koktajli i wegańskich muffinek. Na targu reklamują się zarówno knajpy i wózki z żarciem, jak i pojedyncze osoby zachwalające swoje domowe przetwory.






 
Odwiedzający, którzy zaspokoili już głód mogli pomalować sobie twarz (dobra, małoletni mogli), pójść na warsztat dyniowy, nabyć torbę albo książkę. Część wydarzenia odbywa się na zewnątrz, ale sporo stoisk jest też w budynku Gimnazjum nr 55. To właśnie tam spędziłam większość czasu, bo przyszłam głównie z myślą o stoisku The missing bean. Swoją drogą, to mega surrealistyczne uczucie rozmawiać na żywo z osobą, którą "zna" się tylko z bloga! Myślę, że od czasu do czasu będę się tam zaopatrywać - na listę do wypróbowania trafiło masło i mleko konopne oraz bezglutenowa mąka (dobrze byłoby w końcu nauczyć się piec). Zostałam też poczęstowana batonikiem buraczanym i ananasowym, polecam.
A powyżej zawartość mojej torby - czipsy warzywne (jarmużowo - buraczane), bezglutenowe muesli, łuskane konopie i klasyczny hummus.

Znacie inne tego typu miejsca w Warszawie i okolicach? Macie jakieś ulubione?

Monday 14 October 2013

też lubię wszystkich obsmarować - co bym zmieniła w swojej dzielnicy?



Temat pracy na WOK okazał się idealną okazją do ironicznego wywleczenia wszystkiego, co w najbliższym otoczeniu czasem mnie bawi, a czasami doprowadza do szału i niecenzuralnego słowotoku. Myślę, że zawarłam tu większość stereotypów, które pojawiają się w głowie warszawiaków na hasło "Białołęka - Tarchomin" (pomijam ludzi myślących, że to wieś poza miastem, po której biegają kury - mieszkam w stolicy, serio serio). Wiecie coś o tej części Warszawy? A może Wasza własna dzielnica wydaje Wam się najgorszą ze wszystkich i chcielibyście coś w niej zmienić? Ja mimo wszystko mam spory sentyment do swojego podwórka, w końcu kiszę się na jednym osiedlu już trzynaście lat.

Saturday 5 October 2013

kazanie ludziom nie myśleć brzmi za bardzo ryzykownie? (OMMedytacje)

zdjęcie podkradzione Kate
Miałam podziękować babci za życzenia imieninowe. Czemu ta kasjerka zawsze na mnie tak krzywo patrzy? Mogłam się wtedy nie odzywać, uniknęłabym tylko kompromitacji. A może jednak będę składać na ASP? Ale mam ohydnego pryszcza na brodzie, jestem paskudna. Ciekawe, czy z tych ziemniaków w lodówce wyjdzie dobra zapiekanka...

Osoba siedząca w pozycji lotosu wygląda dla Was z zewnątrz na spokojną i zrelaksowaną? Powinniście się cieszyć, że nie jesteście na jej miejscu. Powyżej malutki fragment natłoku myśli, jaki można zaobserwować podczas (prób) medytacji. Część ludzi boi się medytować, kojarzy im się to z sekciarstwem, szatanem i upalonymi, kościstymi hindusami. Ha, gdyby to było sendo problemu! Moim zdaniem zupełnie inne aspekty takiej praktyki są "niebezpieczne". Część (albo i większość) wrażeń, które pojawiają się w głowie nie jest przyjemna. Niekoniecznie chcemy wiedzieć rzeczy, które wwiercają nam się w mózg podczas prób obserwacji oddechu. A jeśli poznam jakąś straszną prawdę o sobie? Jeśli mój świat nagle runie, bo uznawane przeze mnie wartości okażą się bezsensowne? Trudno oddać swoje racje, tak długo wypracowywane opinie i przekonania, które są dla nas takie istotne. Przywiązujemy się nie tylko do nowego telewizora i świnki morskiej, ale też do własnej samooceny, światopoglądu. Wydaje nam się, że im więcej mamy myśli, tym jesteśmy bogatsi, mądrzejsi, tym lepiej wykorzystujemy czas. Dlaczego spędzenie trzydziestu minut w ciszy, bez ekscytacji i reagowania na bodźce, uznajemy za marnotrawstwo? Czy poczucie, że istnieje coś poza materialną rzeczywistością (do której należą również myśli!), coś ponad to, jest dla zachodniego człowieka zbyt przytłaczające? A może właśnie zbyt prymitywne, za mało konkretne?

O co w sumie chodzi z tym medytowaniem? Dla mnie to początkowo zawsze szamotanie się z samą sobą, z przyjętymi schematami. Odkrywanie różności, których nie jestem w stanie dostrzec na co dzień. Wcielanie się w rolę obserwatora i patrzenie na swoją ciągle analizującą łepetynę. Chęć odpoczynku od wszystkiego, co znane i bezpieczne, potrzeba głębszego oddechu i czasem sztucznego uduchowienia.
Na ten temat z innych źródeł: klikklikklikklik.

read me