Coraz częściej dochodzę do wniosku, że rzeczywistości tak naprawdę nie ma. Że żyjemy tylko tym, co mamy w głowie. Gdyby tak wyjąć myśli, emocje, dorabiane scenariusze, opinie i zmartwienia, co by zostało? Czy bycie aktorami w naszej własnej telenoweli nie jest jedynym sensem egzystencji? Czy chcemy funkcjonować w prawdzie - wschodzącym Słońcu, rosnącej trawie, przejeżdżających samochodach? Ludzie chyba boją się tej pustki, która ma rzekomo zostać po odcięciu się od rozumowo - zmysłowych bodźców. Nie czuję się nihilistką, więc jestem za teorią, że obiektywna rzeczywistość zawiera coś więcej niż tylko czarną dziurę. A nawet coś ważniejszego - spokój, bezpieczeństwo, brak cierpienia? <dobra, teraz zżynam od Buddy>
Przechodząc do spraw bardziej przyziemnych - element obiektywnej rzeczywistości, niezależnie od moich schiz, to ciepły posiłek. Między rozważaniami (prawie) filozoficznymi a pozorowaniem odrabiania prac domowych udało mi się zrobić całkiem smaczny obiad. Trochę chińsko-meksykański, ale niezbyt skomplikowany i pracochłonny. Polecam, zwłaszcza na zmęczoną głowę i przy butach mokrych od śniegu.
na dwie porcje potrzebujemy:
- 150 - 180 g chińskiego makaronu (ryżowy/sojowy/z fasoli mung)
- 1 - 2 łyżki oleju/oliwy do smażenia
- średnią cebulę
- puszkę czerwonej fasoli (240 g po odcedzeniu)
- szklankę pulpy pomidorowej
- pół dojrzałego awokado
- przyprawy według uznania - chilli, tymianek, kurkumę
Makaron przygotowujemy według instrukcji na opakowaniu. Na patelni rozgrzewamy olej. Wrzucamy pokrojoną drobno cebulkę i smażymy do zeszklenia. Posypujemy przyprawami. Po chwili dorzucamy fasolę i mieszamy z pulpą pomidorową. Trzymamy na ogniu kilka minut, mieszając co jakiś czas. Układamy w głębokich talerzach, ozdabiamy kawałkami awokado. Smacznego!