Dziewczyna nie czuła potrzeby ukrywania swoich poglądów, z pokoju zrobiła swoisty manifest. Ku jej rozczarowaniu, pozostał niezauważony.
*
Dało się wyczuć, że coś jest nie w porządku. Chodził od progu do progu, odbijając się od ścian mieszkania. Po powrocie z lotniska jego uszy nadal były czerwone i podpuchnięte. Masował je rytmicznie zimnymi dłońmi i próbował sobie przypomnieć, co miał tego dnia do załatwienia. Zmiana strefy czasowej zawsze czyściła mu pamięć, takie miał wrażenie. Postanowił odwiedzić Franciszkę. Jej ojciec powinien być teraz na delegacji w Gdańsku, a może raczej w Poznaniu? Mniejsza z tym. Ważne było to, że będą mogli spokojnie porozmawiać. Zmienił koszulę, popsikał się hojnie dezodorantem i opuścił blok, zamykając drzwi na dwa razy.
Na ulicy było szaro i pusto, co o piątej rano nie wydało się Arturowi dziwne. Nad ulicą unosiła się gęsta mgła, a chłodna mżawka przyjemnie chłodziła twarz. Truchtem dotarł na Krasickiego i zapukał do sutereny. Przestępował z nogi na nogę i nerwowo stukał butem w rozmiarze 46 w paskudną, szarą posadzkę na klatce schodowej. Miał mnóstwo takich nerwowych tików, a długie kończyny i wielkie stopy czyniły je jeszcze bardziej komicznymi. Nie doczekał się odpowiedzi zza drzwi, więc delikatnie nacisnął klamkę i, niczym rasowy włamywacz, dostał się do środka.
Frankę znalazł w kuchni. Siedziała przy drewnianym stole, opierając podbródek na dłoniach i patrząc mglistym wzrokiem przed siebie. Zmierzwione włosy związała w supeł na czubku głowy, a nogi w pstrokatych legginsach zwisały pod dziwnym kątem z krzesła. Zauważył z zadowoleniem, że dziewczyna ma na sobie czarną bluzę, którą kupił jej w zeszłym roku w Wiedniu (albo w Berlinie - tego nie był pewien).
Odkaszlnął dość głośno. Franciszka podniosła na niego oczy i przeszyła strasznym, bezradnym spojrzeniem, aż biedak prawie się zatoczył.
- Co się stało? - zapytał od razu, przysuwając sobie nogą taboret i dopijając ziółka z glinianego kubka Kosowskich.
***
Lubię, bardzo. Nawet jeśli to tylko wersja robocza.
ReplyDelete