Majówka nie stanęła pod znakiem gotowania z mojej szczerej chęci, ale w dużej mierze z potrzeby. Mama wyjechała w góry. Poczujcie powagę zawartą w tym zdaniu - osoba, która szykuje na co dzień 3/4 jedzenia w domu, jest nieobecna. Oczywiście chleb dżemem umiem sobie posmarować albo musli zalać mlekiem sojowym, tylko że zdecydowałam sobie utrudnić życie i wszystko robić from scratch.
Kreatywność i resztki z lodówki to rodzice poniższego pasztetu, który przez użycie płatków drożdżowych ma aromat jak z kebaba (ja go określiłam jako "kurczakowy", bynajmniej nie był to zamierzony efekt) i posmak rosołu. Nie wiem, czy to brzmi zachęcająco, ale mi całkiem smakował.
Pasztet gyros
(niezbyt duża, prostokątna foremka)
- 2 spore marchewki
- 2 duże pietruszki
- pół szklanki suchej żółtej soczewicy
- 2 łyżki płatków drożdżowych
- hojna garść orzechów laskowych
- przyprawy: curry masala, czosnek, majeranek (po szczypcie)
Soczewicę płuczemy na sitku, gotujemy z pokrojoną marchewką i pietruszką (można trochę rozgotować). Dodajemy przyprawy i miksujemy blenderem na dość gęstą masę. Przekładamy do foremki, wgniatamy orzechy i posypujemy płatkami drożdżowymi. Pieczemy w 180 stopniach około 20 minut (aż góra się zetnie).
No comments:
Post a Comment
- Co robi traktor u fryzjera?
- Warkocze.