Odstawiłam się na czas bliżej nieokreślony od notatek i podręczników. Wbrew opinii kujona nie jestem typem regularnie (a raczej w ogóle) powtarzającym do egzaminów gimnazjalnych - w głębi duszy i tak chcę iść do technikum samochodowego, także whatever. Po przeryczanych, z jak zwykle abstrakcyjnych powodów, godzinach zaczynam się zastanawiać, czego mi brakuje. Co tak kocham w dzieciństwie, że boję się dorastać. Nie lubię poczucia, że kolejne urodziny nakładają na mnie jakieś oczekiwania, że do każdego wieku jest dopisany jakiś książkowy wzór zachowania.
Co robiłam, a czego już nie robię? Nie śmieję się do bólu brzucha. Nie oglądam filmów do późnego wieczora bez myślenia o kolejnym dniu. Nie tańczę do ulubionych piosenek. Nie przytulam się, bo mam poczucie, że nie mam do kogo. Dom nie kojarzy mi się już z waniliowym budyniem i ulubioną powieścią, a szkoła ze zbiorowiskiem zabawnych wydarzeń. Nie cieszą mnie zakupy, sterty nowych rzeczy. Na myśl o świętach raczej się krzywię. Nie przychodzę do mieszkania głodna, a herbata z dużego kubka wcale nie rozgrzewa jak choćby trzy lata temu. Zgorzkniałam? Pewnie tak.
Zrobiłam aniołka i wytarzałam się w śniegu wracając ze spaceru. Prawdopodobnie po to, aby udowodnić (sobie?), że resztki dziecięcej swobody we mnie pozostały. Chociaż nie jestem tego taka pewna.
Spokój wcale nie jest taki fajny.
ReplyDeletea może to tylko życiowa sinusoida? choć to prawda - z wiekiem trzeba walczyć o to fajne dziecko w sobie. A jak już się zawalczy to potem z górki, bo dorosłość wbrew pozorom też ma swoje zalety :)
ReplyDeleteJa się czuję zbyt dziecięca jak na swój wiek. Czuję, że muszę być taka odpowiedzialna, rozsądna i w ogóle. I taka jestem. A nie chcę. Też wytarzałam się w śniegu robiąc aniołka. Z jednej strony: "Ojej, jaki ładny wyszedł". Ale z drugiej strony, wolałabym na przyszłość bez powodu nie przemaczać spodni... :)
ReplyDelete