Tuesday 12 May 2015

II Bieg Wegański - mini-runmageddon, biustonosze, błoto i kiełbaski


Jak już wspomniałam, w niedzielę brałam udział w drugiej edycji Biegu Wegańskiego, który tym razem odbył się przy Centrum Olimpijskim w Warszawie. Tegoroczny bieg okazał się w wielu aspektach inny od pierwszego, i to były zmiany głównie na plus. Lepsza organizacja, większy teren, dobre nagłośnienie i wygadany komentator to kilka przykładów (chociaż niektóre panie podobno czuły się urażone jego uwagami o biustonoszach). 
Wybrałam bieg na dziesięć kilometrów, z czego cieszyłam się o tyle, że akurat w czasie jego trwania nie padało. Zawodnicy na piątkę trochę zmokli, a około trzynastej zrobiła się zupełna gradowo-deszczowo-wiatrowa apokalipsa, zwiało kilka stoisk, przez co niestety dość szybko zmyłam się do domu (chlupocząca w butach woda raczej uniemożliwia wesołe spędzanie czasu). Z tego powodu nie mam co narzekać na brak prysznica, bo umyło mnie od stóp do głów.
Sama trasa była bardzo urozmaicona, uwzględniała dużo błota, piachu i trawy, kawałek chodnika, kilka konarów drzew do pokonania, lekkie podbiegi i zbiegi i pewnie jeszcze coś, o czym zapomniałam. Jako osoba typowo "betonowa", szybko poczułam ból tyłka i łydek od różnorodnego terenu. Z racji, że przygotowałam się nijak do tych zawodów (da się przebiec/przeżyć, ale nie polecam), zając na 60 minut zwiał mi po niecałym kwadransie, a na metę dotarłam z czasem około 1h4min (mój GPSik pokazał mi co prawda dystans 10,5 km, więc trochę nadłożyłam). Cieszę się, bo z pomocą jakiegoś Vege Runnersa udało mi się przyspieszyć na koniec i wbiec szybko na metę, a zwykle na widok wiwatującego tłumu mam ochotę wykrzyknąć Starczy już i walnąć się na trawę.
W biegu brało udział sporo znanych z fejsa wegan - Fitnesska na roślinach prowadziła rozgrzewkę, był oczywiście Pan Banan, a także autor fanpejdża Muły i Brokuły. Część osób miała fajowe przebrania. Zwróciłam uwagę zwłaszcza na krowę i motyla, których możecie wypatrzeć na zdjęciach.
Po bieganiu i ogarnięciu się w samochodzie (fajnie czasami trochę uciapać się w błocie i poczuć jak człowiek pierwotny), wyżłopałam wodę kokosową i zjadłam makaron, który miałam zapewniony razem z pakietem startowym. Kluski były z warzywami, oliwą, tofu i kiełbaskami sojowymi. Bardzo dobre, chociaż po wysiłku i w otoczeniu zadowolonych wegeludzi z medalami pewnie wszystko by mi smakowało. Było też trochę innych stoisk z jedzeniem i nie tylko oraz sprzęt treningowy z Crossfit MGW, do którego dostałam darmową wejściówkę na trening.
Przez cały dzień w budynku Centrum Olimpijskiego odbywały się także wykłady związane z weganizmem, ale niestety nie byłam na żadnym.
Ogólnie z imprezy wróciłam pozytywnie naładowana, chociaż ze spiętymi od biegu czterema literami. W kolejnej edycji też planuję wystartować i może tym razem bardziej wyjść do ludzi, a nie tylko cichaczem fotografować ;)

No comments:

Post a Comment

- Co robi traktor u fryzjera?
- Warkocze.

read me