Tuesday 24 June 2014

zjadanie muchomorów

- Natychmiast się tłumacz. W ogóle nie chcę słuchać takich rzeczy, ale za późno, bo już powiedziałaś. Chociaż udawaj, że masz wyrzuty sumienia - Krzysiek był wściekły, rzucał urywane zdania i miętosił w rękach swój bilet dobowy. Nie poszli nawet do żadnej kawiarni z tego wszystkiego, siedzieli na brudnej ławce przy przystanku na Placu Bankowym. Niebo było zachmurzone, wiał chyba jakiś halny czy inny pasat. Malwina, ubrana w letnią sukienkę w różyczki, skuliła się i objęła rękami kolana. W normalny dzień Krzysiek od razu zaproponowałby jej swój sweter, ale dzisiaj patrzył tylko tępo na podświetlone logo Pizza Hut po drugiej stronie ulicy.
- No więc... - zaczęła Malwina ("Nie zaczyna się zdania od "więc"!" - usłyszała w głowie skrzekliwy głos polonistki) - Była impreza. Osiemnastka siostry Tomka. Dobrze się bawiłam. Nie myśl, że jakaś mordownia, bardzo kulturalnie, muzyka elektroniczna i białe wino. Grzesiek, ten kudłaty blondyn, który podrywał mnie u Beci, przyniósł sprawdzony towar...
- Sprawdzony towar! - wykrzyknął Krzysiek, łapiąc się za głowę - Mówisz już jak rasowa dilerka! Pijesz przy mnie - okej. Palisz - w porządku. Ale nie dam ci się kompletnie stoczyć. To co dalej? Ciąża? Prostytucja? Zjadanie muchomorów?
- Zjadanie muchomorów? O czym ty chrzanisz? - teraz Malwina była równie wkurzona. Zmarzła, chciała pogadać, a kuzyn wariuje - To, że ty jesteś jakimś cholernym ascetą nie oznacza, że ja też muszę.
- I co ja mam zrobić z taką informacją? Powinienem powiedzieć swoim rodzicom. Powinienem powiedzieć twojej matce - Krzysiek już nie siedział, tylko chodził w tą i z powrotem po przystanku, prawie włażąc pod nadjeżdżający autobus - Chociaż twoja matka...
- Przynajmniej w tej sprawie mogę się z tobą zgodzić. Oboje wiemy, że mówienie mojej matce nic nie da. Gdybyś w ogóle zastał ją w mieszkaniu, obraziłaby się na mnie, że nie podzieliłam się z nią działką - Malwina w niemym ataku śmiechu złapała się za brzuch.
- To nie jest zabawne - kuzyn opadł na ławkę jak sflaczały suflet.
- Słuchaj, staroświecki paranoiku - dziewczyna złapała go swoimi małymi dłońmi za ramiona - Nie jestem ćpunką. To była jednorazowa akcja. Widzisz na moich łokciach dziury po wkłuciach? Śmierdzi ode mnie zielskiem? Bredzę bez ładu i składu?
- Jak zawsze - mruknął chłopak z lekkim uśmiechem. Malwina dobrodusznie go zignorowała. 
- Także nie masz co siać paniki i lecieć na skargę do starych. A o twoim chorym ascetyzmie jeszcze pogadamy - ostrzegła.
Krzysiek nie czuł się stuprocentowo uspokojony, ale przynajmniej przestał mieć wizje kuzynki leżącej w oparach marihuany w jakiejś zasikanej bramie na Pradze. Zauważył, że Malwina ma na sobie tylko cienką sukienkę (spódnicę?) i jest w całości pokryta gęsią skórką. 
- Zaraz, a ty taka goła z domu wychodzisz? Idziemy na pizzę, ale to już! - pociągnął dziewczynę za warkocz i ruszyli w stronę przejścia podziemnego.

***

(Matka po przeczytaniu stwierdziła, że relacja między Krzyśkiem i Malwiną jest jakaś dziwna jak na kuzynów, zachowują się bardziej jak para. Czyli idę dokładnie w tym kierunku, w którym chciałam :)

No comments:

Post a Comment

- Co robi traktor u fryzjera?
- Warkocze.

read me